Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:19256.92 km (w terenie 31.20 km; 0.16%)
Czas w ruchu:1048:59
Średnia prędkość:18.36 km/h
Maksymalna prędkość:74.69 km/h
Suma podjazdów:116277 m
Maks. tętno maksymalne:201 (101 %)
Maks. tętno średnie:163 (81 %)
Suma kalorii:110673 kcal
Liczba aktywności:352
Średnio na aktywność:54.71 km i 2h 58m
Więcej statystyk

Zawada, Skrzyszów, Wola Rzędzińska

Czwartek, 22 lutego 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - ruiny zamku Tarnowskich - Skrzyszów - (podjazd zielonym pieszym szlakiem) - Zawada - (zjazd terenem) - Łękawka - Skrzyszów - Wola Rzędzińska - Zaczarnie - Lipie - Tarnów
POGODA: temperatura -2.1°C - (-3.6°C), przelotne opady śniegu, pochmurnie, sucho, zimno

Kolejny epizod śnieżnej zabawy, trasa bardzo podobna jak ostatnio. Tym razem wziąłem sprzęt foto. Początek rozgrzewka, Lotnicza, ruiny, park biegowy i Park na Górze św. Marcina:


Później podjazd na Marcinkę od Skrzyszowa, Las Kruk:



Tutaj niespodziewanie znalazłem patyk, idealny na podpórkę, który towarzyszył mi do końca wycieczki, a może i zostanie na dłużej. xD Później odbicie w zielony szlak w dół doliny, 40m przewyższenia. Na dnie doliny, przy lekko zamarzniętym, pluszczącym i grającym strumyku:

W tym też urokliwym miejscu uruchamia się syrena alarmowa straży pożarnej, raczej ze Skrzyszowa. Jest spoko. :v
Generalnie tego dnia spadło troszkę śniegu, myślałem, że będzie więcej, a okazuje się, że ten nowy śnieg tylko pogorszył sytuację, bo przysypał lodowe fragmenty i nie wiadomo czy za chwilę nie będę leżeć. Od postojów na zdjęcia robi mi się chłodno, dlatego z przyjemnością odpaliłem rakietę i w górę. Bardzo dobrym patentem była druga para cienkich rękawiczek, które zakładałem na postojach, izolowały one od zimnego, metalowego statywu i aparatu, no i dawały w miarę możliwość zmiany ustawień w aparacie. Polecam. :P

Na szczycie coś zjadłem i dalej zjazd do Łękawki, tym razem tą drugą drogą obok.

Drewniana figura św. Marcina na Górze św. Marcina:

Co ciekawe, tego samego dnia ktoś też jechał tu rowerem, są świeże ślady. Generalnie bardzo urokliwe miejsce, na drodze pojawiły się też dwa powalone drzewa. Zjechałem na dół no i teraz "lodowy" highway. Gdzieś niedaleko wylotu na główną drogę, po lewej otwarta przestrzeń, pola, po prawej skraj lasu, widzę przy tym lesie gościa ubranego w moro, myślę, pewnie jakiś leśniczy/myśliwy, spoko. Kilkaset metrów dalej surprise, następny, tym razem widziałem spluwę. I następne kilkaset metrów dalej następny. :D W jednego prawie wjechałem bo taki tam był lód. xD Nie wiem kto był bardziej zaskoczony, ja czy oni, to było gdzieś przed 22:00.

Mniej więcej o tej porze zaczął padać śnieg. :) Potem już rura, żeby się rozgrzać. Jechało się tak dobrze, że pojechałem jeszcze na Zaczarnie i kawałek dalej. W Lipiu wpadłem na chwilę w teren, ale dużo lodu, nie bardzo dało się normalnie jechać, dlatego zjechałem na asfalt. Przez mocne zachmurzenie w nocy bardzo dużo było widać, stąd dostrzegłem sarenki na polu, na szczęście nie wpadły na pomysł, żeby przebiegać przez jezdnię. :>

Wyszedł całkiem spory jak na takie warunki dystans, a ja bym w sumie coś jeszcze pojeździł, tylko było strasznie późno i nie miałem jedzenia, a nie chciałem, żeby mnie odcięło. Bardzo spoko wyjazd, myślę, że warto było targać statyw. :)

Zawada, Skrzyszów, Wola Rzędzińska

Wtorek, 20 lutego 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Zawada - Skrzyszów - Zawada (podjazd terenem, szlak zielony) - Łękawica (zjazd terenem) - Skrzyszów - Wola Rzędzińska - Lipie - Tarnów
POGODA: temperatura -1.1°C - (-3°C), pochmurnie, sucho i mroźno, lekki wiatr północno-wschodni, smog znośny

Dzisiaj to była prawdziwa petarda. :D Zamiana na opony terenowe, lekkie ogarnięcie napędu. Lecimy dokończyć to, co zaczęliśmy wczoraj, czyli night ride przez Marcinkę terenem. Ale po kolei.

Początek standardowo, rozgrzewka na Lotniczej. Czuć te dodatkowe 650g w oponach, plus wyższe opory toczenia. Do tego coś się schrzaniło z przednią przerzutką, łańcuch ocierał o prowadnik jakoś za wcześnie, a do tego okazało się, że nie ma już regulacji, śruba baryłkowa całkiem wykręcona. xD No ale nie przeszkadzało to bardzo, to tylko przy wyższych prędkościach.

Później powoli w górę, najpierw drugie podejście do ul. Zamkowej, faktycznie jest podjazd, ale po jakimś czasie jest tabliczka z "groźnym psem", więc postanowiłem odwrót. Później wpadam na drogę wzdłuż Parku Biegowego. Tak jak się spodziewałem, taka opona też nie poradzi sobie z żywym lodem. xD Momentami rower tańczy jak szalony. Ale, że jazda jest całkowicie for fun, po prostu mam z tego wszystkiego bekę. Jeszcze jedno kółko torem asfaltowym i pod górę właściwym podjazdem. Coraz bardziej czuć dodatkową masę. :P Do tego trzeba dodać, że jestem na rowerze trzeci dzień z rzędu, co zdarza się rzadko, szczególnie o tej porze roku, w takich warunkach. No ale spoko, chwilę później jestem na ruinach. Chwila obczajki na miasto i kieruję się w stronę krzyża. Tym razem bez problemu udało się podjechać po śniegu, nawet zjechałem obok schodów, następnym razem może w końcu uda się po schodach.

Dalej na sam szczyt. Nie czekałem tam zbyt długo, zjazd do szykany i dalej terenem przez park. Widząc, że śnieg jest zmrożony, opony trzymają świetnie, jadę jeszcze główną ścieżką na wschód w stronę wiaty. Jest mega! :D Chyba dawno nie było takiej zabawy na śniegu. Później technicznym zjazdem też bardzo fajnie, no i jestem na kostce. Ni ma żywej duszy.

Teraz kierunek Skrzyszów. Przez Lotniczą obok Parku Sanguszków, przebiłem się do Skrzyszowskiej. W Skrzyszowie obok remizy i w górę pod las. Pierwsze metry pojechałem w lesie, a nie tą wyślizganą drogą obok. Nie była wyjeżdżona żadna ścieżka, dlatego strasznie ciężko się jechało tym czołgiem. W końcu zaczęła się bardziej uczęszczana ścieżka i już było genialnie. Lekko ubity śnieg, ale nie wyjeżdżony/wyślizgany. Oczywiście cały czas trzeba uważać. No i generalnie jedzie się epicko. :D Co mnie zdziwiło, dało się nawet podjechać z tego wąwozu w Lesie Kruk na początku. :D Koło się nawet nie uślizgnęło. Generalnie były momenty mocnej walki o równowagę i przyczepność na lodzie, ale to była świetna zabawa i ćwiczenie techniki. Dojeżdżam do rozdroża, tak spoko się jechało, więc stwierdziłem, że "na przypale albo wcale", jedziemy zielonym turystycznym. xD Na początku widać ślady biegówek. Dalej przed strumykiem jest bardzo stromo, ale nawet tutaj wszystko było pod kontrolą, bez problemu dało się zjechać, tylko że powoli. Sam strumyk nie był całkiem zamarznięty, tylko z wierzchu cienka warstwa lodu. Stwierdziłem, że może jednak nie będę przejeżdżał i przejdę "kładką" z paru pieńków. Żeby było śmieszniej, widać parę śladów kół, kogoś też naszło, żeby tędy jechać rowerem. :D Jedna z ciekawszych wiadomości to: W KOŃCU usunięto powalone na ścieżkę drzewo (a właściwie "wycięto w nim dziurę"), nie trzeba już przerzucać przez nie sprzętu. No i później zaczęło się chyba najgorsze, bardzo stromy odcinek, dosyć się go obawiałem, bo tak, jak nie wjadę, to nie ma szans, nie wejdę w tych butach. xD I co się okazało? Udało się. xD Chyba w najgorszym fragmencie akurat nie było w ogóle śniegu, reszta i tak była do podjechania bez większego problemu. Później wzdłuż wąwozu, trochę zacząłem się przegrzewać. Ale generalnie jest mega przyjemnie. Tym sposobem, w ślimaczym tempie, ale z bananem na twarzy, w końcu oba koła lądują na asfalcie. Cywilizacja. Jestem uratowany.

Teraz decyzja co dalej, jest trochę późno, ale w sumie to nie przeszkoda, gorzej, że już nie napchałem się tak orzeszkami jak dzień wcześniej, że nie musiałem nic jeść podczas jazdy xD tym razem było gorzej, baterie się wyczerpywały. Ale jak to mówią: YOLO. Nie jadę od razu w stronę Tarnowa, tylko lecimy jeszcze zjazdem tym takim terenowym, dość dla mnie nowym, obok wycinki drzew, na południowy-wschód w stronę Łękawki (albo Łękawicy, nigdy nie wiem która jest która :D). Początek szybki, bo asfaltowy, psy szczekają jak szalone. Zaczyna się polna droga i trzeba było mocno zwolnić. Kawałek był wyjeżdżony przez jakieś auto terenowe, ale później za szlabanem w lesie już nic, nawet bardzo niewiele śladów butów, tylko same malutkie zwierząt. Co oznaczało, że trzeba było się przez ten z wierzchu skuty lodem śnieg przebić, co nie było takie proste. Z górki rower nawet za bardzo nie chciał się toczyć. Po jakimś czasie, za skrzyżowaniem dróg leśnych był już wyjeżdżony ślad samochodem, jechało się lepiej. Do momentu pierwszej gleby. xD Na drodze była jakaś taka wyrobiona rynna. Myślałem, że już przednie koło się przez to przetoczyło, ale jednak nie, leżę w śniegu. Żyję, wydaje się, że jestem cały. Dalej zaczyna się ten wąwóz, i tu jest masakra, na środku wyrobione przez wodę głębokie rynny, a boki jakby schodzą pod kątem, trochę do środka, dlatego boję się, żeby koła się właśnie nie ześlizgnęły. Jakimś cudem się udało, zjechałem. Na dole wita mnie znak zakazu wstępu do lasu, ale to raczej dotyczyło innej drogi. Widać mnóstwo sporych kłod i stosów drzewa. Ale to nie koniec przygód.

Jedziemy w stronę Łękawicy. Wszystko wydaje się spoko, droga gruntowa zaśnieżona, ale ubita, można jechać dość szybko. Tylko, że strasznie śliska. Nie wiem, czy da się policzyć ile razy dzisiaj wybroniłem się od gleby. Momentami, tak jak pod Parkiem Biegowym, żywy lód. Nie ważne czy skręcasz, czy jedziesz prosto, rower zaczyna się kłaść. Razem z Tobą.

Wyjechałem na otwartą przestrzeń, zaczyna zrywać się lekki wiatr. Czuć lekki chłód po tym zjeździe. W końcu pojawiają się pierwsze latarnie, dojeżdżam do drogi Łękawica - Skrzyszów.

Tutaj kolejny dylemat, jechać do domu od razu, czy pojechać jeszcze standardem przez Wolę i Lipie. Wygrała opcja druga. Tyłek zaczął trochę odmawiać posłuszeństwa, zaczęło mnie odcinać, no ale jakoś trzeba dojechać :) Wszystko spoko, w uszach szum gum (w końcu ten dźwięk bieżnika a nie slicki :P), w Lipiu zaczyna się kawałek lodu, myślę sobie: no przecież nie będę przeprowadzał, ja nie przejadę? :D No i JEEB, gleba numer 2 tego dnia. Poleciałem chyba bokiem trochę jak na żużlu xD po czym rower całkiem spode mnie wyjechał i poleciałem na plecy. Wylądowałem niezbyt miękko na krzyżu. Ale przeżyłem, póki co wszystko OK. Masakra, czysty lód. Korciło mnie tego dnia, żeby wziąć statyw i aparat, ciekawe co by z tego zostało... Dodatkowo oberwałbym więcej w plecy.  Obawiałem się trochę o telefon, działa. Bardziej zły na siebie niż poobijany pojechałem dalej. Powrót klasyk, fikuśnie przez osiedle.

Także takie to historie, generalnie mega przyjemna wycieczka, taka jazda po śniegu daje dużo frajdy, choć zawsze jazda po ciemku w środku lasu daje pewien dyskomfort psychiczny. :P Fajnie znowu pojeździć trochę na szerszych oponach.

Zawada, Skrzyszów, Wola Rzędzińska

Poniedziałek, 19 lutego 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Zawada - Tarnów - Skrzyszów - Wola Rzędzińska - Tarnów
POGODA: temperatura 1°C - (-3°C), drogi suche, w terenie raczej mokro, albo lekko zmrożone podłoże, smog, chłodno dosyć

Nocna jazda, wyjazd o zachodzie słońca. Na ten śnieg w terenie jednak przydałoby się założyć terenowe opony. xD

Zawada, Skrzyszów

Wtorek, 6 lutego 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Zawada - Łękawica - Skrzyszów - Wola Rzędzińska - Tarnów
POGODA: temperatura -3.8°C - (-7.4°C), w miarę sucho, lekki wiatr wschodni

ZIMNO.

Las Radłowski

Środa, 31 stycznia 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Mościce - Wierzchosławice - Las Radłowski - (powrót tak samo)
POGODA: temperatura 8°C - 5°C, słonecznie, lekki wiatr, powietrze w miarę ok

Przejażdżka na luzie do Lasu Radłowskiego, ładny dzień, a przez następne ma być dużo gorzej, także trzeba było to wykorzystać. Bardzo sympatycznie się jechało. :p Obczaiłem ścieżkę przyrodniczą, całkiem spoko, ale na rower bardzo krótka. Oczywiście pulsometr w połowie drogi powiedział: "koniec" i dalej nie rejestrował.















Trzemesna

Poniedziałek, 29 stycznia 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Zawada - Łękawica - (nowy podjazd) - Trzemesna - Skrzyszów - Wola Rzędzińska - Tarnów
POGODA: temperatura 10°C - 8.8°C, wiatr północno-zachodni, momentami trochę mokro, teren bardzo mokro

Pojawiło się piękne, niemal bezchmurne okienko pogodowe, było bardzo ciepło jak na tę porę roku (12°C), ale oczywiście zanim się wygrzebałem, to słońce całkiem zaszło znów za chmury, temperatura spadła do 10°C. Ale to i tak ciepło, do tego wiatr rozdmuchał trochę smog. Start około 16:30. Jedziemy.

Z racji, że trochę wiało, uciekam na południe, górki, podjazdy, trochę lasu, żeby osłonić się od wiatru. Zawada pierwszy podjazd całkiem spoko, nie było mi zimno. Wyjeżdżam na górę, a na dole, trochę na wschód, po południowej stronie obwodnicy widzę jakieś nowe, błyskowe oświetlenie. :O Cztery "wieże" błyskające w trzech poziomach od dołu, wszystkie zsynchronizowane ze sobą. Dodatkowo też jakieś nowe światła, tym razem stałe, jakby w okolicach "nowego" szpitala. No cała sytuacja mocno mnie zainteresowała. :P Ale niestety nie zrobiłem jeszcze zdjęcia z góry.

Po zjeździe do Tarnowca (kurde, M1 jednak na zakrętach wąska :/) drugi podjazd i na Łękawicę. Po drodze widać, że chyba jakieś remonty, fragment jakby nowego asfaltu, a może tylko mi się wydaje...

Dalej podjazd na Trzemesną tym nowszym wariantem, widok na Górę św. Marcina:




W lesie na Trzemesnej asfalt całkiem mokry. Później zjazd do Skrzyszowa, zaczynają nawalać krótkie światła, coś jakby nie styka. Do tej pory z powietrzem było całkiem ok, później już coraz gorzej. W Skrzyszowie kolejna nowość - zrobiono oświetlenie wąwozu powyżej Urzędu Gminy. Dalej na Wolę standard. W Lasku Lipie dwóch biegaczy i spacerowicze bez żadnych odblasków. :> Stąd lepiej widać mrygające obiekty. 

Wyjeżdżam w okolice ronda, po północno-zachodniej stronie jakieś remonty konkretne, wycięte dużo chaszczy i drzew mam wrażenie, grubo. Dodatkowo nagle wyrósł obok McD xD Chyba naprawdę dawno mnie tu nie było.

Dalej stwierdziłem, że przecież muszę obczaić co tak mryga. :p No i pojechałem za tymi światłami, najpierw od Skrzyszowskiej, ale przy obwodnicy okazało się, że to bardziej na północny-zachód. Wróciłem do ronda i pojechałem Lwowską. Trafiłem. No i co? Okazało się, że: oświetlenie stałe to nowe oświetlenie przeszkodowe szpitala, a mrygające wieże to wsporniki linii energetycznych trochę na wschód od szpitala. Patrząc z góry miałem wrażenie, że te "wieże" tworzą kwadrat. Ale jednak nie, oznaczone są dwa wsporniki po północnej, i dwa po południowej stronie Lwowskiej. No tylko dlaczego? Chwila researchu i jest: w zeszłym roku wyremontowano szpitalne lądowisko dla śmigłowców, do tej pory możliwe było lądowanie tylko w dzień, żeby można było korzystać z niego w nocy musi spełniać określone wymagania. Jednym z nich było założenie oświetlenia przeszkodowego na budynek szpitalny i okoliczne przeszkody lotnicze, czyli maszty linii energetycznych. Wszystko jest tak, jak w rozporządzeniu

§ 30. 1. Napowietrzne linie, w tym linie energetyczne, stanowiące przeszkody lotnicze oznakowuje się światłami średniej intensywności oznaczonej w załączniku nr 2 do rozporządzenia jako typ B, umieszczonymi na konstrukcjach je podtrzymujących.
2. Światła umieszcza się na trzech poziomach:
1) górne, na wierzchołku słupa;
2) dolne, na poziomie zwisu najniższego kabla między słupami;
3) pośrednie, w połowie odległości między poziomami górnym a dolnym.
3. Błyski świateł następują w kolejności: dolne — pośrednie — górne.



Zdjęcie długo naświetlane, dlatego musicie uwierzyć na słowo. :P Rozważam opcję zrobienia GIFa. :P 
No w każdym razie co miałem znaleźć to znalazłem, można wracać do domu. Mimo wszystko trochę błota na rowerze zostało.

A latarka nie łączyła pewnie dlatego, że trochę odkręciła się piguła, teraz powinno być w porządku. Locus na drugim ROMie teraz śmigał bez problemu.

HZ: 2:13:34 60%
FZ: 1:00:13 27%
PZ: 0:09:10 4%

Las Radłowski

Środa, 10 stycznia 2018 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Mościce - Wierzchosławice - Las Radłowski - Wierzchosławice - VeloDunajec do wysokości Bobrownik Wielkich - Mościce - Tarnów
POGODA: temperatura 10°C - 7.7°C, momentami trochę wietrzenie, wiatr wschodni, częściowo słońce przez chmury, trochę wilgotno

Skorzystałem z resztek pogody przed kilkudniowym deszczem/zimnem/smogiem itp. Na wyjeździe ok. 10°C więc nie jest źle. W mieście czuć smog. Tym razem testowanie Mościckich asfaltów już na sucho. No ten zrobiony odcinek drogi rowerowej całkiem spoko, tylko co z tego, jak reszta ścieżek jest do bani.
Po ostatniej jeździe wyczyściłem rower, teraz wszystko ładnie śmiga. Szkoda tylko, że kupiony pół roku temu łańcuch HG-40 jest już 1% wyciągnięty... Pewnie dodatkowo przez to, że jednak kaseta i blaty są mocno zużyte, prawdopodobnie nie będzie sensu kupować następnego łańcucha, tylko zajeździć wszystko na amen. No i pytanie co dalej, remontować ten rower (większość rzeczy do wymiany: amortyzator, cały napęd, tylna piasta, starte obręcze...), czy kupować nowy?
Przejeżdżając przez wioski, przedmieścia: masakra. Jak zawieje tym syfem prosto z komina to idzie się udusić. Po wjechaniu kilkaset metrów w głąb lasu od razu czuć różnicę, czuć las, "słodkie" powietrze. Warto było tu przyjechać chociaż na chwilę...
Pokręciłem się i pojechałem z powrotem. Dalej wskoczyłem jeszcze na Velo, no i pojechałem trochę za daleko. xD Oczywiście nie wziąłem nic do jedzenia i umierałem pod koniec. A, i się nagle odczepił przylutowany kabel przy przełączniku nowej latarki i sama się przełączała i wyłączała.
Generalnie jest forma emeryta.








Puszcza Niepołomicka

Środa, 16 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
TRASA: Tarnów - Ostrów - (Velo Dunajec) - Wietrzychowice - (Wiślana Trasa Rowerowa) - Nowe Brzesko - Wola Zabierzowska - Puszcza Niepołomicka - powrót do Tarnowa tą samą drogą - Zawada - Tarnowiec - Tarnów
POGODA: temperatura 31.3°C - 19.4°C, początek bezchmurnie, upał, widoczność dobra, jakiś delikatny, zmienny wiatr

Plan treningowy na dzisiaj: przynajmniej 200 km. Trasa głównie VD i WTR.

Wyjazd opóźniony, trzeba było załatwić jeszcze parę nagłych spraw. Start koło 12:20, miał być o 10:00. Torba z narzędziami poszła na ramę, nawet nie było dużego problemu zmieścić pod nią litrową butelkę w koszyku. Plecak i tak ważył ponad 3 kg, czas w końcu założyć ten bagażnik...

Początek średnio się jechało, pełne słońce, ciężki plecak, upał, do tego jakby leki, północny wiatr.


Na wlocie na WTR smaruję łańcuch, lecimy dalej. No ciepło jest, a jadę prawie cały czas w słońcu. Jest dużo odcinków na VD i WTR gdzie jest kompletna dzicz, prawie nie ma cywilizacji. Są tego plusy i minusy, ale przynajmniej można odpocząć, ładnie jest:






No i dojeżdżam do miejsca, gdzie byłem ostatnio. Widać teraz wyraźnie, że świecący punkt na prawo to maszt telekomunikacyjny, są nawet dwa. :P Ale świeci raczej ten po lewej. Na beta.btsearch.pl jest wgl tylko jeden maszt. Jakoś nie mogłem dostrzec z tego miejsca Chorągwicy.




Dalej jadę jeszcze kilkanaście kilometrów wałami, w końcu kończy się asfalt i zmienia w szutrówkę, tak jadę może kilkaset metrów po czym znaki wskazują na zjazd z wału i na tym WTR się póki co kończy. Dalej na wałach droga jest trochę gorsza, ale do przejechania, szosówką raczej nie polecam. Od kilkunastu kilometrów mam wyższy puls niż zwykle, jadę jeszcze lżej, żeby go zbić. 

Następnie jadę w sumie jak popadnie, byleby dobić do 100 km, toczę się drogą z pierwszeństwem, początkowo wzdłuż wału, później odbija na południe. Dojeżdżam do drogi wojewódzkiej, jadę dalej na wprost, po chwili widzę na horyzoncie maszt na Chorągwicy :) pierwszy raz za dnia. Mijam "Bobrowe Rozlewisko" i na spontanie dojeżdżam do... Puszczy Niepołomickiej. :P Żeby schronić się przed słońcem wjeżdżam do lasu, pierwsze kilkadziesiąt metrów asfaltu tragiczne, później za szlabanem już spoko. Do 100 km zostało 7 km. Od razu czuć ulgę, nie ma słońca, ciut niższa temperatura i od razu tętno niższe, widocznie z deka się przegrzałem.




W lesie ładnie, ale jakoś mnie nie zachwyca tak jak Las Radłowski. W końcu wybija setka, czas zawracać. Ludzi w Puszczy wgl strasznie dużo w porównaniu do WTR, gdzie prawie nikogo nie ma, może ze względu na upał. Tutaj jeżdżą całe rodziny.

Parafia Opieki NMP w Zabierzowie Bocheńskim:


Jest i Chorągwica, na fotę załapał się nawet paralotniarz:


Tak mniej więcej wyglądają wały poza WTR:




Tak wygląda kawałek szutrowego WTR:


Tutaj znalazłem lampkę tylną identyczną jak moja, byłem pewny, że mi odpadła, ALEEE nie. Była w lepszym stanie, świeci. :P Oczywiście zostawiłem, może właściciel jeszcze znajdzie.

Słońce schowało się za chmurami, W KOŃCU zaczęło się ochładzać.

Most na Wiśle w Nowym Brzesku. Nagle przypomniało mi się, że przecież przechodziliśmy tędy podczas pielgrzymki do Częstochowy, most jest można powiedzieć charakterystyczny, bo długi i jednokierunkowy z sygnalizacją świetlną.


W Ispinie zatrzymuję się na bułę na MORze.

A tak wygląda Wisła z mostu:




Następny dłuższy postój na MORze w Kopaczach Wielkich, a później w Glowie...


... gdzie zastałem takiego kompana:


Później raczej bez przygód. Od czasu do czasu pojawiały się sarenki. Zacząłem czuć lekko prawe kolano, dlatego czasami przerzucałem trochę obciążenia na lewą nogę i do końca było ok. Z każdą wymianą bidonu na nowy na plecach robiło się coraz lżej i jechało się super. Pojawił się przyjemny chłód i w końcu napój zrobił się chłodny. 

Dojechałem do Tarnowa i czułem się bardzo dobrze. Do tego stopnia, że pokręciłem się chwilę po mieście i pojechałem na Lotniczą zobaczyć, czy działa już nowe oświetlenie (nie działa, za to Park Biegowy koło 1 w nocy tak :P ). A później, żeby nie było tak łatwo, Marcinka. Podjazd bardzo na luzie. Na górze nikogo nie ma. Zjazd do Tarnowca i dalej do Trn. Jeszcze parę interwałów i do domu.

Okazuje się, że najbardziej męczący był dzisiaj upał i słońce, a nie sama trasa. Trochę mnie spiekło, ale nie jest tak źle, jak to wyglądało. No i jakby nie było wskoczyła życiówka, kondycyjnie nadzwyczaj dobrze, ale nie poczytuję sobie tego tripu za nie wiadomo jakie osiągnięcie, profil trasy płaski jak stół, już bardziej płasko chyba się nie da, na ścieżkach bardzo dobra nawierzchnia, naprawdę super się sunie. Nijak idzie to porównywać do poprzedniego rekordu z wycieczki na Mogielicę. Tam było mnóstwo przewyższeń. 

Paliwo:
- 1x baton musli z Biedry
- 3x wafel czekoladowy
- 3x buły (100g każda)
- 4 litry herbaty

Picia mi nie zabrakło, ale chyba jednak piłem trochę za mało.

Ostatnio czyściłem pulsometr, zresetowałem ustawienia i przypomniałem sobie przy okazji, że ma on przecież funkcję sygnalizowania dźwiękiem, no i włączyłem ją i w nocy przynajmniej wiem z mniej więcej jakim tętnem jadę. :) Btw, 22% trasy było wgl przejechane na tętnie poniżej pierwszego progu, dlatego nie zostało to doliczone do stref. Co ciekawe, nie byłem ani sekundy w najwyższej, teoretycznie beztlenowej strefie, nawet na podjeździe na Marcinkę. 

HZ: 7:54:27 75%
FZ: 0:18:08  3%
PZ: 0:00:00  0%

Uście Solne

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Ostrów - (Velo Dunajec) - Wietrzychowice - Miechowice Wielkie - (Wiślana Trasa Rowerowa) - Trawniki - (powrót tą samą drogą)
POGODA: temperatura 19°C - 13.3°C, początkowo południowy, po zachodzie raczej cisza, widoczność dobra, w nocy mgły, przede wszystkim wzdłuż Wisły

Dzisiaj rekonesans na Wiślanej Trasie Rowerowej (WTR). Docelowo miało być 140 km, później, że 150 km, wyszło w końcu 160 km. Trasa cały czas szlakami Velo Dunajec (VD) i WTR. Daje to ogromny komfort jazdy bez nawigacji, odcinki, które przejechałem były bardzo dobrze oznaczone, co jest szczególnie istotne przy objazdach przez wioski, na wałach raczej ciężko się zgubić. :>

Oczywiście wyjechałem trochę za późno, bo przed 17:00. Początek standardowo, rano padało, na szczęście później przestało i gdzieś przed Biskupicami Radłowskimi zaczęło pojawiać się słońce. 


Mniej więcej w tym samym czasie pojawił się lekki, południowy albo południowo-zachodni wiatr, tym samym pomagając znacznie dojechać sprawnie do Wietrzychowic. Później objazd do WTR przez Miechowice Wielkie, wszystko fajnie oznaczone, no i w końcu ląduję na WTR, choć początkowo prowadzi ona jeszcze wzdłuż Dunajca.


Robi się piękna pogoda, słońce wyszło chyba na dobre, na niebie pojawiły się piękne cirrusy, bajkowe widoki.






Przy mostku na strumyku Kisielina:


Niedługo pojawiają się pierwsze widoki na Wisłę, jakoś nie imponuje szerokością jak w Krakowie. :P Ale wszystko bardzo ładnie wygląda w świetle zachodzącego słońca:






No i co, światło powoli się kończy, a ja mam jeszcze 30 km do połowy drogi, ale nie sposób się nie zatrzymać przy takich widokach.


Dojeżdżam do MORu w Kopaczach Wielkich, paradoksalnie pierwszy raz widzę tego typu obiekt, jakoś zawsze MOR w Glowie umykał mojej uwadze, pomimo, że przejeżdżałem tam już dobre kilkanaście razy. xD




No byłem trochę w szoku, w sensie fajnie to wszystko zrobione, dość solidnie, hybrydowe oświetlenie na LEDach, przyjemna barwa światła (już widziałem w Glowie jak wracałem :p ). Oby posłużyło jak najdłużej.

Lecimy dalej, staram się trzymać mocne tempo, żeby coś zobaczyć jeszcze w Uściu Solnym i kawałek dalej. Po drodze za Wisłą na górce wiatraki:




Most na Wiśle w Górce:


Właściwie prawie cały czas wały są blisko rzeki, a na Velo Dunajec na odcinku od Ostrowa do Wietrzychowic rzekę widać może ze dwa razy.






Dalej nie było sensu robić zdjęć, było za ciemno, a nie brałem statywu na tak długą wycieczkę, szkoda strasznie. :/ 

Do Uścia dojeżdżam już prawie w ciemnościach, nie wjeżdżam teraz na rynek, lecę przez most na Rabie, chwila jazdy przez wieś, następnie świetnymi, asfaltowymi drogami rowerowymi wzdłuż drogi wojewódzkiej, przejazd na drugą stronę oświetlony, dobrze widoczny dla kierowców. Ale to właściwie krótki odcinek, dalej znowu przez wioski, ale nowo położonym asfaltem. Nagle mym oczom ukazuje się co? Chorągwica. :))) Mryga sobie na horyzoncie sympatycznie, a do tego bardziej na prawo widać chyba jakiś komin, niezbyt daleko, ale nie mogę go dokładnie zlokalizować niestety. (EDIT: prawdopodobnie to jednak BTS/eNodeB) Pomiędzy tymi dwoma punktami widzę kościół z lekko niebieskawymi światłami na dwóch wieżach, jest to pewnie zespół klasztorny oo. Pijarów

I tak na liczniku stuknęło 80 km. Zatrzymałem się na wale w totalnych ciemnościach, fajne uczucie, ogromny spokój, cisza. Za mną widać jeszcze przy niewielkiej ilości światła, że tworzą się na polach mgły radiacyjne. Coś zjadłem, ubrałem się dodatkowo, dałem znać, że będę jednak trochę później w domu. xD 

Na horyzoncie, gdzieś na północ było widać, jakby się coś błyskało. Sprawdziłem na mapach, żadnych burz nie ma. Może oświetlenie przy jakiejś imprezie albo spadające gwiazdy (?), których może kilka podczas tego wyjazdu widziałem. Przyjemnie tam było, no ale trzeba było jechać, tym razem już na spokojnie, bez spiny. Jak stałem nie było mi zimno, ale jak zacząłem jechać to myślałem, że zamarznę. :p

Do końca były oczywiście przygody z sarnami, które co jakiś czas mnie straszyły, w dwóch miejscach były jakieś imprezy. Początkowo dobrze było widać maszt w Brzesku i inne charakterystyczne punkty. Zaczął powoli wyłaniać się księżyc. Później zaczęły się genialne mgły, takie które ograniczały widoczność do ok. 3 metrów, i takie, które dosłownie tworzyły taki tunel na wysokość 1.5 m, w którym można było jechać. :D Między innymi dlatego żałuję, że nie wziąłem statywu... A oprócz tego, ogólnie, jak jeszcze przyświecił księżyc, pewnie dobrze wyszły by te mgły na dalszym planie.

Poważny problem był taki, że wziąłem oczywiście za mało jedzenia. :p Na końcu WTR zjadłem ostatnie trzy wafelki i dalej włączyłem tryb eco. xD Napoju wystarczyło spokojnie. Dobrze, że było w nim trochę cukru.

Po północy większość oświetlenia dróg wyłączona, także ciekawie. Stwierdziłem, że będę jechał na 10% mocy latarki, mniejszy kontrast między polem oświetlonym, a tym, gdzie ciemno.

Cóż, przyszedł też stary znajomy, nazywany ból prawego kolana. Niezbyt dobrze to rokuje na dłuższe wypady. Ale np. jak wychodziłem po schodach z rowerem, to nic nie czułem.

Zmieniłem trochę ustawienia Locusa, częstsze zapisywanie punktów, ale nie widzę znacznego zwiększenia zużycia baterii, więc pewnie będę chciał jeszcze dokładniejszy ślad. Po całości zostało 49?terii z początkowych 100%.

Ogólnie końcówka lekki przypał, ale mam nadzieję, że odcięło mnie głównie z powodu deficytu energii. Widoki i generalne odczucia dzisiaj - no petarda. Dużo ciekawych rzeczy.
Znowu zapominałem wyłączać pulsometr na postojach, chyba, że byłem za daleko to wtedy nie liczył.

HZ: 6:09:09 82%
FZ: 1:02:02 14%
PZ: 0:11:08  2%

PS: Taka refleksja mnie naszła. Boże, jak ja Ci dziękuję, że mogę teraz oddychać takim czystym, świeżym powietrzem, a nie tym okropnym smogiem w zimie...

Czarna, VeloDunajec

Niedziela, 16 lipca 2017 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Wola Rzędzińska - Jodłówka-Wałki - Żdżary - Czarna - Jodłówka-Wałki - okolice Pogórskiej Woli - Wola Rzędzińska - Lipie - Moście - Biskupice Radłowskie (VeloDunajec) - Mościce - Tarnów
POGODA: temperatura 16°C - 25°C, początek słońce, później deszcz, deszcz i słońce :)

Trochę późno ale w końcu jest - pierwsza setka w tym roku :D
Początek bardzo leniwy, bez spiny, trochę porobionych zdjęć. Na alei Jana Pawła widzę, że na wschodzie pojawiają się czarne chmury, no niedobrze. W Lipiu sporo ludzi, staram się pomóc Panu z przebitą dętką, prawdopodobnie jeździł na zbyt niskim ciśnieniu (jak ja z resztą kiedyś...), ale nie mam pompki pod wentyl Schrader. Jedzie się dobrze, ale zbliżające się chmury nie wyglądają dobrze. Zaczyna kropić... Czekam chwilę na przystanku, przestaje, ale i tak wieje w moją stronę. W końcu dojeżdżam do wiaduktu kolejowego w Jodłówce-Wałkach i pod nim, wraz z innymi rowerzystami, czekam aż zaczynający się deszcz przejdzie... Niby tylko mocniejsza mżawka, ale jakoś nie chciało mi się moknąć.

Dobra, przestało, jedziemy dalej. Wjeżdżam w las, jadę trochę tymi piaszczystymi drogami, tutaj znowu zaczyna padać.




Z racji, że cywilizacji trochę brak wchodzę w jakieś krzaki, żeby się trochę schować, a tu taki ładny strumyk:


Przeczekuję deszcz i niezbyt mokry toczę się dalej, tym razem już widać na horyzoncie niebieskie niebo, także będzie lepiej.

Żdżary, stawy hodowlane:


Jadąc do Czarnej wybieram drogę trochę dłuższą, przez las, bardzo ładny z resztą, ale Radłowski chyba nie do pobicia:




Zarośniętym przesmykiem z lasu wbijam na drogę asfaltową i jestem w trochę rozkopanej Czarnej. Siadam koło tej studni z ławkami, i nieśmiało podchodzi coraz bliżej taki piesek: 


Siada przede mną, pewnie głodny no ale nie miałem za bardzo co mu dać. Pogłaskałem na pożegnanie, jak zacząłem odjeżdżać to nagle zaczął biec w kierunku idącej pary, a zaraz potem gdzieś pod stację benzynową. No cóż, mam nadzieję, że nie jest bezpański. 

Dobra, wyjeżdżam z Czarnej, docieram do tej prostej drogi wzdłuż torów, początek to dla mnie masakra, droga wysypana takim luźnym tłuczkiem o sporawych kamieniach, później na szczęście było lepiej:


W końcu docieram do tego samego miejsca gdzie wcześniej, czyli w okolice Jodłówki i tym razem skręcam w prawo w znaną mi fajną szutrową drogę:


Po drodze zauważam znak wskazujący na "Diabelski kamień", jakoś wcześniej nie przykuło to mojej uwagi, więc chciałbym to teraz sprawdzić. No i jest, faktycznie sporych rozmiarów:


W internetach znalazłem legendę na temat tego kamienia i brzmi ona następująco:

"Było to dawno temu. Na świecie, gdzie rządziły złe duchy, zrodził się pomysł, by zniszczyć miejsce święte dla Polaków - Częstochowę. W tym celu moce piekielne przygotowały olbrzymi kamień, który miał być rzucony na klasztor jasnogórski. Kamień ten był bardzo ciężki - musiało nieść go pięciu diabłów. Czterech trzymało za boki, a piąty podtrzymywał w środku. Lecz aby cel zniszczenia został osiągnięty, głaz musiał być doniesiony przed północą. Niestety, gdy zegar wybijał godz. 12 w nocy, diabły znajdowały się jeszcze daleko od Częstochowy. Północ zastała je w lesie przylegającym do naszej wsi. Punktualnie o godz. 24 czarty puściły kamień - cztery diabły uciekły, a ten piąty podtrzymujący środek głazu został nim przygnieciony. I jak głosi legenda siedzi tam do dnia dzisiejszego. Dlatego co noc, gdy wybije północ diabelski kamień „straszy"."

Także tego, no w każdym razie bardzo podoba mi się las w tym miejscu, same iglaste drzewa, ściółka, jakoś zawsze przypomina mi to góry.

A teraz gwiazda wieczoru:


Pod kamień podjeżdżają dwa quady z dziećmi, zwijam się.

A to w okolicach przejazdu między Ładną, a Wolą Rzędzińską, urocze miejsce:


Później kręcę na Mościce i VeloDunajec, jak zwykle jedzie się sprawnie, znowu widać w okolicy ciemne chmury, ale na szczęście są w bezpiecznej odległości:


W drodze powrotnej usiadłem na koło jednemu gościowi, ale tak na dystans.



Wycieczka bardzo przyjemna, udana i wgl spoko.

Spoko również było do czasu, jak Photobucket udostępniał darmowe hotlinkowanie, a że w ostatnim czasie zmienili trochę zasady gry, to sporo zdjęć z bloga poszło w las. Identyczna sytuacja jaką kiedyś miałem, tylko że z Imageshack'iem. A, że nie mam na razie czasu, ani ochoty znowu tyle tego naprawiać (wrzucone tam mam ok. 1000 zdjęć, których na dodatek nie mogę na razie pobrać w całości bo coś się sypie...) to takie brzydkie dziury zostaną, a zdjęcia teraz będę wrzucał po prostu na serwer bikestats'a, powinno wystarczyć te ~50MB miesięcznie. Właściwie to nawet nie do końca wiedziałem, że jest taka możliwość wgl... Zawsze photo.bikestats drażniło mnie swoimi zasadami, dlatego wtedy wybrałem inny hosting. Ale już trudno. Przynajmniej starsze wpisy ładują się jak rakieta. xD 

HZ: 3:30:18 63%
FZ: 1:02:53 19%
PZ: 0:19:53 6%