Pierwsza jazda od tygodnia. Nad wszelaką wodą miliony ludzi: na basenie pod Marcinką, na Dwudniakach, nad Dunajcem. Nad Dunajcem w Ostrowie, to samo ujęcie po raz setny, ale za każdym razem robi na mnie wrażenie:
Po tygodniu od ostatniego wyjazdu niestety kolano dalej daje o sobie znać, boli, głównie na podjazdach. Na prostych może być nawet. Bardziej niż ostatnio wracał momentami problem z drętwiejącymi dłońmi. Nie chciało mi się już dokręcać do 100km :P
Dzisiaj test apki RWGPS na zwykłym GPS oraz zmieniłem sieć tylko na 2G. Od razu zasięg stabilny nawet w lesie. Co GPSa, bardzo rzadko na moment gubił sygnał, no i jest problem typu prędkość 80km/h na prostej w Lesie Radłowskim. Tyle jeszcze chyba nie jestem w stanie wycisnąć. :P Na High precision nie miałem nigdy takich rzeczy. Bateria z 96% na ok 60%.
TRASA: Tarnów - Błonie - Zakliczyn - Czchów - Porąbka Iwkowska - Strzeszyce - Laskowa - Sowliny - Chyszówki - Mogielica (1170 m n.p.m.) - Zalesie - Roztoka - Gostwica - Świniarsko - Nowy Sącz - Klimkówka - Gródek nad Dunajcem - Rożnów - Roztoka-Brzeziny - Czchów - Zakliczyn - Błonie - Tarnów
POGODA: słonecznie, widoczność dobra, temp od ok. 14°C do 29°C, lekki wiatr południowy, po południu delikatne zachmurzenie
No i co? Stało się... Pękło pierwsze jednorazowe 200km.
Generalnie plany miałem inne. Od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie trasa do Nowego Sącza, niedawno jednak przeglądając mapę Beskidu Wyspowego natknąłem się na Mogielicę i nie powiem, zainteresowała mnie. :p Jak się później okazało, to najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Wieczorem planując trasę nie mogłem się zdecydować gdzie jechać. Więc... poprowadziłem ślad przez oba miejsca. :p Tak powstał trochę szalony jak dla mnie plan. Jak się bawić to się bawić.
Jak zwykle przed dłuższą wycieczką snu nie było zbyt wiele, ponad 3h. Rano wyjechałem o 5:07. W mieście termometr wskazywał 16°C, w dodatkowych ciuchach czułem się ok. Ale tak jak przypuszczałem w dolinie Dunajca było sporo chłodniej. Na 'oko' 12°C. I tam już było troszkę chłodnawo. Jadąc do Czchowa przypomniała mi się trasa do Tropia z 2013r, te same okoliczności, mgły, słońce, fajne wspomnienia. :)
Tarnów o świcie:
Chwilę poczekałem na przeprawę promową do Czchowa i na dobre zaczynają się podjazdy.
Powoli zaczynają się pojawiać wyższe grzbiety.
Tu panorama na Pasmo Łososińskie ze Strzeszyc:
Później kawałek do bardziej płaskim wzdłuż Łososiny.
W drodze do Laskowej:
Na moście na Łososinie:
Po męczącym odcinku drogi wojewódzkiej i krajowej w końcu zjeżdżam w boczną drogę niedaleko Słopnic, skąd można zobaczyć piękny widok na Łopień (po prawej) i dzisiejszy cel, czyli Mogielicę (po lewej):
Dalej nawigacja poprowadziła mnie w polną, trochę błotnistą drogę w dół, trochę się wkurzyłem bo była tam wielka kałuża, którą ciężko było ominąć. Jak się później okazało, nie sprawdziłem dobrze trasy wyznaczonej przez nawigację, można było normalnie jechać dalej drogą asfaltową i zjechać na sucho...
Od tego momentu zaczyna się jeden wielki podjazd najpierw na Przełęcz Rydza-Śmigłego (700 m n.p.m.) i Mogielicę. Coraz wyraźniej widać wieżę widokową na szczycie.
Przełęcz zdobyta:
I tu byłem trochę zaskoczony ilością osób zmierzającą na szlak. Na przełęczy znajduje się parking, było sporo samochodów.
Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że większość dalszego szlaku wyglądała mniej więcej tak:
Na mapie niby przynajmniej częściowo jest zaznaczony szlak rowerowy, spodziewałem się, że będzie ostro, ale nie aż tak. :p Momentami nie dało się prowadzić roweru, trzeba było go trochę ponieść. Mijający mnie ludzie mieli nietęgie miny, podobnie jak ja. xD Jeszcze dziwniej czułem się gdy ludzie pozdrawiali mnie jak na normalnym górskim szlaku. Najgorszy moment dopadł mnie gdzieś TU, ściana płaczu, pulsometr zwariował i pokazał max tętno 277 przez przesuwanie opaski, generalnie miałem przed oczami lecący po mnie helikopter. xD
No ale jakoś udało się wejść na Mocurkę, tutaj siedzi już trochę ludzi i podziwia widoki.
Na Polanie Mocurka:
Ja po chwili odpoczynku atakuję szczyt.
Ostatnie podejście:
Lekko skołowany wchodzę na górę. Nie wiem za bardzo co ze sobą zrobić, z tego wszystkiego nawet jeść mi się nie chce.
Na szczycie Mogielicy:
Oczywiście okazało się, że drogę na Mogielicę wybrałem najgorszą, najbardziej stromą z możliwych (ze względu na rower).
To co mnie coraz bardziej przytłaczało to to, że ze zjazdem pewnie będzie podobnie...
No ale rekompensatą za wysiłek bez wątpienia jest widok z wieży, tutaj na Polanę Stumorgową:
Teraz panoramy, jeżeli ich nie widzisz kliknij przycisk 'Pokaż trasę GPS'.
Strona południowa:
Strona zachodnia:
Strona północna:
Strona wschodnia:
Zjazd również okazał się dość kamienisty, ale zdecydowaną większość udało się zjechać.
Całą Mogielicę otacza świetna droga rowerowo-narciarska.
W pewnym sensie wjeżdżając na asfalt oddycham z ulgą. Czas niestety nie jest zbyt dobry, dlatego staram się trochę nadgonić jadąc teraz w kierunku Nowego Sącza. Po drodze wiele fajnych widoków i zjazdów.
Całkiem sprawnie docieram do Sącza, Dunajec:
A na rynku Sądecki Jarmark. Chwilę odpoczywam przy fontannie, lekkie dotankowanie w Żabce i jazda.
Urocze Pogórze Rożnowskie:
I KOSMICZNE widoki z czerwonego rowerowego/pieszego szlaku z Nowego Sącza do Gródka <3 :
Na dole po prawej przy jeziorze Gródek nad Dunajcem:
Na podjeździe w końcu urwała się recepturka trzymająca czujnik od licznika, na szczęście miałem jakąś w torbie. I oblałem sobie rękawiczki colą przez co musiałem je schować, żeby nie zapaprać owijki.
Po drodze piękna kapliczka:
Panorama z Gródka:
W Gródku też jakiś ruch, sporo ludzi przy sklepach. Tutaj ostatnie szybkie tankowanie i lecimy na Czchów.
Miałem nadzieję, że przejadę przez las przed Czchowem jeszcze jak będzie widno ale trochę się przeliczyłem. :P Do zapory zjechałem prawie w całkowitej ciemności:
Nocny odcinek od Czchowa będę wspominał bardzo dobrze, jak na taki dystans w nogach jechało mi się super, sprawnie, nie drętwiały mi dłonie, nie bolał mnie w zasadzie tyłek, być może te nowe spodenki też pomogły, było jeszcze dość ciepło, więc nie musiałem się dodatkowo ubierać. I chyba pierwszy raz widziałem wschód księżyca:
Niestety na jakieś 15km przed końcem zaczęło mnie boleć kolano, w innym niż kiedyś miejscu, bardziej pod kolanem ale w zasadzie tylko przy próbie ciągnięcia pedała w górę, być może chciałem zbyt 'efektywnie' kręcić.
Na całej trasie dużo częściej niż zwykle miałem problemy z nawigacją, nie wiem, albo byłem tak zamulony, że nie słyszałem co się do mnie mówi, albo czasami brakowało komend. Patent z nowymi paskami na plecaku sprawdził się super, w końcu wszystko było fajnie spięte do kupy. Tylko pasek biodrowy trzeba będzie dać dłuższy.
Ogólnie wypad bardzo na plus, pomimo, że Mogielica zabrała dużo czasu. Absolutnie nie spodziewałem się, że kondycyjnie tak dobrze to wszystko zniosę, ale to też na pewno zasługa tego, że zaprzyjaźniłem się bardzo z młynkiem :v Na podjazdach bardzo się przydawał i zaoszczędziłem dużo energii. Czułem, że w sumie mógłbym jeszcze trochę pojeździć, nie było wielkiego problemu żeby jeszcze przycisnąć na prostej. Pierwszy raz od dawna poczułem na drugi dzień zakwasy :P Nogi były ciężkie przez dwa dni. Pozostaje trochę niedosyt, że nie dało się podjechać całości pod Mogielicę.
HZ: 02:01:20 FZ: 05:57:35 PZ: 04:27:14
Paliwo: 700ml x 3 wody z cytryną i cukrem 700ml x 1 wody źródlanej 500ml x 1 wody mineralnej 500ml x 2 Coca-Coli 2 x wafle 350g przygotowanych kanapek (taki mały razowy bochenek) 1 x banan
No i tak skończyła się beskidzka przygoda, trochę się wpakowałem z tą Mogielicą, ale summa summarum nie żałuję. ;) A i ostrzeżenie z bikestats czy na pewno wpisałem dobry dystans - bezcenne :D
Spontaniczny wyjazd, główne cele: wieża widokowa w Bruśniku i nareszcie Jamna. Niestety trochę zamuliłem i wyjechałem późno, koło 13. Pogoda niemal wymarzona, nie ma upału, jest słońce, całkiem dobra widoczność, co prawda niedawno padało ale nie jest źle. Początek trasy przez Lubinkę i Wał, bardzo fajny, przyjemny, widokowy zjazd do Chojnika. Na jakiejś górce za Gromnikiem, na dole widać Ciężkowice:
Widok na wieżę widokową z niebieskiego pieszego szlaku:
W drodze na wieżę:
A to już widok z wieży na zachód, widać szczyt kościółka na Jamnej:
Widok na południowy-wschód, po prawej charakterystyczny Chełm, bardziej na lewo Zielona Góra, Maślana Góra i Jelenia Góra:
Poniżej panoramy, najpierw widok na północ: (jeśli nie widzisz panoramy kliknij "Pokaż trasę GPS")
Widok na zachód: (jeśli nie widzisz panoramy kliknij "Pokaż trasę GPS")
Widok na wschód: (jeśli nie widzisz panoramy kliknij "Pokaż trasę GPS")
Widok na południowy-wschód: (jeśli nie widzisz panoramy kliknij "Pokaż trasę GPS")
Tak wygląda sama wieża, chyba dokładnie tak samo jak na Brzance:
Piękne niedzielne popołudnie to i ludzi było dość sporo w porównaniu do innych wycieczek.
Kościół pw NMP Wniebowziętej w Bruśniku:
W drodze na Jamną:
Kapliczka na Jamnej:
No i jestem, na miejscu sporo ludzi:
Widok z "wieży", takiego podwyższenia na Jamnej, fajnie widać Jezioro Czchowskie/Rożnowskie:
Zjechałem jeszcze zobaczyć Schronisko Dobrych Myśli:
Kościół p.w. Matki Bożej Niezawodnej Nadzieii na Jamnej:
Wnętrze:
Na tablicy między innymi: "Pamięci poległych w boju za Ojczyznę Żołnierzy Batalionu Partyzanckiego 'Barbara' 16 Pułku Armii Krajowej i męczeńskiej śmierci mieszkańców Jamnej, którzy w dniach 25-26 września 1944r. krwią swoją uświęcili ojczystą ziemię." Cześć ich pamięci.
Terenowy zjazd z Jamnej czarnym szlakiem rowerowym:
W lesie już dość ciemno, teraz znowu słońce:
Okolice Słonej przed Zakliczynem:
Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach:
W połowie drogi między Zakliczynem, a Tarnowem łapie mnie zachód słońca, najwyższy czas założyć oświetlenie, tonę odblasków i ubrać na siebie coś więcej:
Piękny Dunajec:
Wyjazd bardzo udany, jeden z najlepszych w tym roku. Dowiozłem jeden cały bidon z trzech, przez tą temperaturę sporo mniej wypiłem. Po 12km zaczęło odzywać się siedzenie, więc naszła mnie myśl, że siodełko definitywnie do wymiany, że byle jakie będzie lepsze od tego. Ale minęło trochę czasu, po drodze zrobiło się parę postojów i jakoś się później uspokoiło. Zauważyłem też, że faktycznie podwójna owijka pomaga, trzymając w 'normalnym' chwycie ręce odpoczywają, gdy przestawiam się trochę na gołe rogi to po jakimś czasie czuć lekkie drętwienie. Dobrze, że wziąłem jednak dodatkowe ciuchy na powrót. Generalnie waga tego całego plecaka trochę mnie zniechęciła do jazdy. :P Ale to przez narzędzia i picie. Byłem w szoku, że po takim dystansie pod koniec jakieś ostatnie 10km czułem się naprawdę dobrze i troszkę mocniej sobie pocisnąłem. W Lusławicach, w tym samym miejscu gdzie ostatnio, dosmarowałem trochę łańcuch.
HZ: 00:36:31 FZ: 02:56:14 PZ: 01:40:48 Większość czasu w strefie wytrzymałościowej, pod koniec jak zwykle trochę wyższe tętno.