Sobota rano dość pochmurnie, po południu się wypogodziło, miodzio. Wyjeżdżam, śmigam chwilę po lesie, po czym zaczyna padać. xD Ale nie no, przecież z tej chmury nie będzie deszczu. xD I pada, i pada, pada coraz bardziej, robi się coraz ciemniej. xD Ale spoko, stoję kuwa w tym lesie, moknę, jeszcze o dziwo nie marznę. To i tak lepiej niż jechać w tym deszczu. Krople po mnie spływają. Przyjechał jakiś zajebiście wielki front nagle. xD No japrdle. No w końcu zaczyna trochę przestawać. Wyjeżdżam z lasu bo pewnie z drzew teraz więcej pada niż z chmur. No i faktycznie. Wszystko spoko, tylko kuwa jest mi teraz TAK KUWA ZIMNO, że się cały trzęsę. Staram się nie jechać szybko bo to tylko pogarsza sytuację. Jadę chwilami z zaciśniętymi hamulcami, żeby się dogrzać. Kieruję się przez osiedle chcąc osłonić się nieco od wiatru. Zrobiło mi się chociaż troszkę cieplej. Dochodzę do wniosku, że to czekanie jednak nie było takie głupie, nie byłem aż tak mokry, bywało GORZEJ. xD Jakby tego było mało, gdzieś na kilometr? przed domem zaczęło uchodzić powietrze z przedniego koła, słychać wyraźnie. Na pierwszy rzut oka nic nie widać, dopiero pod domem zauważyłem - wbił się kawałek szkła, ale i tak na farcie, bo w klocek boczny. Gdyby ten sam kawałek wbił się w środek, między klocki, to pewnie dużo szybciej stracił bym ciśnienie, a tak, udało się dojechać na styk dosłownie. No, a w Lipiu takie kałuże, że dramat. A było tak spoko. :(
TRASA:Tarnów - Lipie - Tarnów POGODA: temperatura 19.0°C - 24.2°C, słonecznie, w lesie lekka mgiełka, mokro i wilgotno, rosa
Objeżdżanie Lipia i haszczing po okolicy. Na Batorego staranowałaby mnie parkująca blondynka w oplu, która chyba nie wie jak używa się lusterek wstecznych.
Jest sobota, 9:00 rano, Lipie, świeże powietrze, lekko unosząca się mgiełka, przy siłowni na otwartym powietrzu bełkocze do mnie coś jakiś koleś, podchodzę bliżej bo nie mogę zrozumieć. Okazuje się, że mówi po francusku. Pan ma koło 40/50 lat. Po angielsku nie rozumie. Po gestykulacji dochodzę do wniosku, że chyba ma przebitą dętkę. No faktycznie, w tylnym kole nie ma powietrza. Patrzę, a wentyl oczywiście samochodowy, czyli nie mam takiej końcówki. Ale okazuje się, że Pan pompkę ma, i to pod różne wentyle. Sugeruję, żeby ściągnąć koło (btw. na śruby, nie szybkozamykacz xD, ale miałem klucz, rower to jakiś Kands) i obejrzeć dętkę, pompowanie nic nie da. Coś tam burczy, że no no, tylko żeby pompować, OK, nie to nie. W takim razie pompujemy. Za pierwszym razem coś bokiem uchodziło przy wentylu, zakleszczyło się to, nie mogłem ściągnąć tej gównianej pompki z wentyla. xD Druga próba już dużo lepsza, Pan trzymał koło, ja pompowałem, no i napompowałem. :D Nie uchodziło, przynajmniej nie było słychać, może dojechał chociaż do domu/hotelu czy coś. Ale jakoś to powietrze mu zeszło przecież wcześniej. W każdym razie podziękował no i siema, pojechałem dalej kręcić się po Lipiu :P Ale taki zonk jaki dzisiaj przeżyłem to... Skąd francuz w Lipiu o tej porze i jeszcze nie idzie się z nim dogadać. xD