Wpisy archiwalne w kategorii

"Ultramaratony"

Dystans całkowity:1056.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:53:35
Średnia prędkość:19.71 km/h
Maksymalna prędkość:60.80 km/h
Suma podjazdów:4677 m
Maks. tętno maksymalne:201 (101 %)
Maks. tętno średnie:146 (73 %)
Suma kalorii:14656 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:176.02 km i 8h 55m
Więcej statystyk

Busko-Zdrój, Pińczów

Piątek, 7 lipca 2023 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Mościce - Biała - Łęg Tarnowski - Chorążec - Sieradza - Odporyszów - Gorzyce - Zalipie - Samocice - Nowy Korczyn - Strożyska - Nowa Wieś - Poddębie - Bilczów - Hołudza - Podlesie - Busko-Zdrój - Grochowiska - Włochy - Pińczów - Skrzypiów - Młodzawy Duże - Kozubów - Zagaje Dębiańskie - Dębiany - Bieglów - Kobylniki - Topola - Cudzynowice - Kazimierza-Wielka - Łyczaków - Donatkowice - Łapszów - Koszyce - Sokołowice - Kępa Sokołowska - Wiślana Trasa Rowerowa na wschód - Wietrzychowice - VeloDunajec na południe - Ostrów - Mościce - Tarnów
POGODA: temperatura 26.8°C - 14.1°C, 33.0°C w słońcu, słonecznie, częściowe zachmurzenie, delikatny wiatr północny, później mocniejszy z zachodu

Spontaniczny wypad eksploracyjny na północ.
Czwartek, 12:00, coś we mnie pęka i biorę urlop na następny dzień. Pogoda zapowiada się idealnie. Na szybko planuję trasę, miał być Połaniec i Busko-Zdrój, ale stwierdzam, że ciekawiej będzie przeciągnąć pętlę bardziej na zachód, Nadnidziański Park Krajobrazowy i Kozubowski Park Krajobrazowy, i tak, najważniejsze punkty orientacyjne to most na Wiśle w Nowym Korczynie, Busko-Zdrój, Pińczów, Kazimierza-Wielka i most na Wiśle, tym razem w okolicach Koszyc. Mosty są kluczowe, ponieważ na dużych rzekach nie ma ich zbyt dużo, dystans w linii prostej między Nowym Korczynem, a Sokołowicami to 20 km, więc trzeba trochę pod nie planować trasę. Dróg wojewódzkich, czy krajowych unikam jak ognia, staram się poprowadzić ślad drogami lokalnymi. Potem jeszcze korekta komend do nawigacji.

Początek przez Mościce, do Zalipia dojeżdżam mniej lub bardziej znanymi drogami. Niebo zakryte jest jakby firanką, dzięki czemu nie praży tak mocno.

W zdecydowanej mierze jakość dróg bardzo w porządku.

Wpadam na chwilę na WTR przed Nowym Korczynem.

Dojeżdżam do mostu im. Wincentego Witosa na Wiśle. Dostępny jest dobrej jakości ciąg pieszo-rowerowy. Przejazd przez most oznacza jednocześnie wjazd na teren województwa świętokrzyskiego.


Za Nowym Korczynem krótka przerwa.


Tu chyba widać kościół w Strożyskach:




Około godziny później kolejna przerwa na refill, fajne miejsce w cieniu, okolice Budzynia.

Stąd już nie tak daleko do Busko-Zdroju.

W Busko-Zdroju spędzam trochę czasu kręcąc się po Parku Zdrojowym i okolicy. Ulgę przynosi kurtyna wodna ustawiona na ul. 1 Maja obok parku. Park bardzo ładny i zadbany.








Tężnia solankowa:



W parku znajduje się też taki pomnik: "W uznaniu sportowych osiągnięć kolarzy Ziemi Buskiej".



Zaraz przed tym jak miałem się już zbierać w dalszą drogę stoczyłem krótką potyczkę słowną z pewnym "dziadem-kuracjuszem", który się do mnie dowalił. Na tyle wyprowadziło mnie to z równowagi, że prawie do samego Pińczowa przeklinałem na to pod nosem. Niewiarygodne, jaki niektórzy ludzie potrafią mieć mindset. A może po prostu był chory...
Wnerwiony spadam z Buska. Niewiele dalej zaczyna się taki twór, niby ścieżka rowerowa, ale ma dostawioną drugą część tej samej szerokości, ale o dużo gorszej nawierzchni, położyli tą ścieżkę na starej drodze?

W lesie jest już jedna "nitka":


Takich ilości ściętego drewna w jednym miejscu jeszcze chyba nie widziałem:


Potem kawałek szutrów, całkiem fajnie udało się trafić z nawierzchnią.

Po drodze, w lesie, taka farma fotowoltaiczna.

Wyjeżdżam z lasu i będąc praktycznie na ostatniej prostej do Pińczowa przejeżdżam przez Włochy ;) Wiatr jakiś taki zachodni, więc nie pomaga.

Na szybkim zjeździe dość prędko przekonałem się o tym, że Pińczów od północy opiera się na zboczach wzgórz wchodzących w skład Garbu Pińczowskiego, jednocześnie otwierając ładny widok na południe. Tym sposobem w mgnieniu oka znalazłem się w centrum miasta. :D Chciałem jednak spróbować znaleźć fajne miejsce z widokiem, dlatego zawróciłem i robiłem jakieś 60 m przewyższenia. Początkowo nie udawało się, aż w końcu, dość przypadkowo, mym oczom ukazało się coś takiego:

Okazało się, że to kaplica pw. św. Anny, widać, że w czasie trwającego remontu. Okolica zadbana, trawa skoszona. A wszystko na zboczu, z którego widać piękną panoramę na całą okolicę. Momentalnie skojarzyło mi się to z ruinami Zamku Tarnowskich, z których jest widok na Tarnów.

W dole Pińczów i rzeka Nida. Jakoś kompletnie nie byłem świadomy, że te okolice są tak pofalowane.








Kaplica jest zamknięta, ale w drzwiach jest dziura, przez którą przełożyłem obiektyw. :) Tutaj widać głównie przedsionek.

Zapomniałem wcześniej dodać, że po jakichś 15 km od startu zaczęła puszczać owijka po lewej stronie, bo korek się poluzował... Więc na szybko zawinąłem sznurkiem z podsiodłówki. BTW. Ultra Tobołek nie był jeszcze tak wypełniony w akcji.

Tutaj już na dole przy Zalewie Pińczowskim.



Spomiędzy drzew widać jak na dłoni wcześniej odwiedzoną kaplicę.

Rozpoczynam w pewnym sensie drogę powrotną, kieruję się na południe przekraczając Nidę.


Kaczuchy. Niby były zaraz przy brzegu, ale jednak widać jak niski poziom wody jest w rzece.

Jeszcze rzut okiem na okoliczne wzniesienie, tam też muszą być fajne widoki.


Za Pińczowem miałem w planach przejazd przez las, ale pierwszy wjazd jest tragiczny, sam piasek, nie da się jechać.

Dopiero chyba kwadrat dalej jest super droga.

Tzw. gravel klasy premium ;)



Okoliczne pola:

I jeszcze rzut okiem na prawdopodobnie Garb Pińczowski:

Patrząc na to wzniesienie miałem wrażenie, jakby było sztuczne, ale chyba nie jest. :P

Później przedzieram się przez Kozubowski Park Krajobrazowy, który zaskakuje mnie kilkunastoprocentowymi podjazdami w lesie. Na szczęście oddaje w postaci fajnych widoków na południe.

Tutaj możliwe, że w tle to nawet pasmo z Jaworzem i Sałaszem:


W każdym razie zaczynają się urocze widoki na okoliczne pola i wzniesienia. Tak jak na południe od Wisły, tutaj też mnóstwo jest gospodarstw rolnych, prawie przy każdym domu stoją jakieś maszyny, czy ciągnik.





W Cudzynowicach wjeżdżam na kolejną dzisiaj dedykowaną ścieżkę rowerową:

I tym sposobem dojeżdżam do Kazimierzy-Wielkiej, tutaj przy Stawach Kazimierskich:

Tutejsza baszta:


Przydrożny krzyż za miastem:

Zbliża się zachód słońca, jadę w kierunku Koszyc.


Ostatnie promienie słońca na wjeździe do Donatkowic:

Fragment terenowy pośród pól, bardzo uroczy, szczególnie w tym świetle, choć trochę się spóźniłem.








Zaczyna się zjazd w dość ciemnym wąwozie, po drodze objawia się województwo małopolskie:

W końcu dojeżdżam do Koszyc:

Chwilę później do Mostu Marszałka Marka Nawary:




No i tutaj mam dylemat co zrobić. Trasa była zaplanowana na wariant krótszy, przez Radłów, ale że noga jeszcze podaje decyduję się na rozszerzenie i dalszy powrót przez WTR oraz VeloDunajec. Teoretycznie jest to wariant bardziej bezpieczny ze względu na ruch samochodowy. Poza tym, nigdzie nie muszę się śpieszyć, a doświadczenie w nocnej jeździe po WTR/VD już mam. Pojawiły się niestety problemy z dyskomfortem w kroczu, które skutecznie utrudniały jazdę, muszę to zweryfikować, czemu tak się czasami dzieje. W każdym razie udało się to trochę załagodzić i dało się jechać. Jak na tyle kilometrów w nogach udało się utrzymać zdrowe tempo. Mimo, że było ciemno kojarzyłem wiele miejsc po drodze, jak np. pewnego rodzaju uskok w okolicach zdaje się Nowopola. Jak już odpaliłem maszynę to pociągnąłem stint do Wietrzychowic, tam ostatnia przerwa na jedzenie. Na postoju robiło się chłodno, jednak 15°C na krótki rękawek i spodenki to trochę za mało. :P
Po drodze oczywiście kilkukrotnie były spotkania z sarnami oraz ze dwa razy z lisami. Z ludzi minąłem jednego faceta pieszo i jakąś dwójkę na rowerach chyba za Wietrzychowicami. W międzyczasie pojawił księżyc, próbował przedostać się przez chmury.
Pod Glowem zorientowałem się, że licznik nie chce włączyć podświetlenia, bo bateria jest słaba (tzn. licznik informuje, że nie da rady, a nie, że nie działa i koniec, taki jest inteligentny :P), trochę zawał, bo nie chciałbym, żeby się wyłączył na tym etapie.
Wraz z chłodem w powietrzu sporo wilgoci, przez chwilę nawet delikatna mgła. Praktycznie całe oświetlenie dróg o tej porze jest wyłączone.
Generalnie prawie od początku delikatnie bolała mnie lewa stopa, to od ostatniego mocniejszego przejazdu, ale na szczęście nie przeszkadzało to bardzo w jeździe.
Będąc na wysokości EC2 robię na szybko ostatnie zdjęcie kominów z księżycem, bardziej w celach reportażu, niż estetyczno artystycznych. :P Brak statywu.


No i tym sposobem, nie zakładając tego tak naprawdę, zrobiłem życiówkę jeśli chodzi o dystans. :D Nowy rekord, 226 km, poprawiony symbolicznie, bo z dotychczasowych 223 km, ale jednak.

Na drugi dzień nie chciało mi się tak pić, więc wygląda, że udało się odpowiednio zadbać o nawodnienie organizmu. Okazało się, że jedzenia miałem aż za dużo, zostało kilka batonów orzechowych, więc na trasie uzupełniałem dwa razy tylko płyny w sklepach.
W ciągu dnia było dość ciepło, ale nie były to jakieś ekstremalne temperatury.

Max wysokość: 336 m n.p.m. na wzgórzu w Pińczowie.

Puszcza Niepołomicka

Środa, 16 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
TRASA: Tarnów - Ostrów - (Velo Dunajec) - Wietrzychowice - (Wiślana Trasa Rowerowa) - Nowe Brzesko - Wola Zabierzowska - Puszcza Niepołomicka - powrót do Tarnowa tą samą drogą - Zawada - Tarnowiec - Tarnów
POGODA: temperatura 31.3°C - 19.4°C, początek bezchmurnie, upał, widoczność dobra, jakiś delikatny, zmienny wiatr

Plan treningowy na dzisiaj: przynajmniej 200 km. Trasa głównie VD i WTR.

Wyjazd opóźniony, trzeba było załatwić jeszcze parę nagłych spraw. Start koło 12:20, miał być o 10:00. Torba z narzędziami poszła na ramę, nawet nie było dużego problemu zmieścić pod nią litrową butelkę w koszyku. Plecak i tak ważył ponad 3 kg, czas w końcu założyć ten bagażnik...

Początek średnio się jechało, pełne słońce, ciężki plecak, upał, do tego jakby leki, północny wiatr.


Na wlocie na WTR smaruję łańcuch, lecimy dalej. No ciepło jest, a jadę prawie cały czas w słońcu. Jest dużo odcinków na VD i WTR gdzie jest kompletna dzicz, prawie nie ma cywilizacji. Są tego plusy i minusy, ale przynajmniej można odpocząć, ładnie jest:






No i dojeżdżam do miejsca, gdzie byłem ostatnio. Widać teraz wyraźnie, że świecący punkt na prawo to maszt telekomunikacyjny, są nawet dwa. :P Ale świeci raczej ten po lewej. Na beta.btsearch.pl jest wgl tylko jeden maszt. Jakoś nie mogłem dostrzec z tego miejsca Chorągwicy.




Dalej jadę jeszcze kilkanaście kilometrów wałami, w końcu kończy się asfalt i zmienia w szutrówkę, tak jadę może kilkaset metrów po czym znaki wskazują na zjazd z wału i na tym WTR się póki co kończy. Dalej na wałach droga jest trochę gorsza, ale do przejechania, szosówką raczej nie polecam. Od kilkunastu kilometrów mam wyższy puls niż zwykle, jadę jeszcze lżej, żeby go zbić. 

Następnie jadę w sumie jak popadnie, byleby dobić do 100 km, toczę się drogą z pierwszeństwem, początkowo wzdłuż wału, później odbija na południe. Dojeżdżam do drogi wojewódzkiej, jadę dalej na wprost, po chwili widzę na horyzoncie maszt na Chorągwicy :) pierwszy raz za dnia. Mijam "Bobrowe Rozlewisko" i na spontanie dojeżdżam do... Puszczy Niepołomickiej. :P Żeby schronić się przed słońcem wjeżdżam do lasu, pierwsze kilkadziesiąt metrów asfaltu tragiczne, później za szlabanem już spoko. Do 100 km zostało 7 km. Od razu czuć ulgę, nie ma słońca, ciut niższa temperatura i od razu tętno niższe, widocznie z deka się przegrzałem.




W lesie ładnie, ale jakoś mnie nie zachwyca tak jak Las Radłowski. W końcu wybija setka, czas zawracać. Ludzi w Puszczy wgl strasznie dużo w porównaniu do WTR, gdzie prawie nikogo nie ma, może ze względu na upał. Tutaj jeżdżą całe rodziny.

Parafia Opieki NMP w Zabierzowie Bocheńskim:


Jest i Chorągwica, na fotę załapał się nawet paralotniarz:


Tak mniej więcej wyglądają wały poza WTR:




Tak wygląda kawałek szutrowego WTR:


Tutaj znalazłem lampkę tylną identyczną jak moja, byłem pewny, że mi odpadła, ALEEE nie. Była w lepszym stanie, świeci. :P Oczywiście zostawiłem, może właściciel jeszcze znajdzie.

Słońce schowało się za chmurami, W KOŃCU zaczęło się ochładzać.

Most na Wiśle w Nowym Brzesku. Nagle przypomniało mi się, że przecież przechodziliśmy tędy podczas pielgrzymki do Częstochowy, most jest można powiedzieć charakterystyczny, bo długi i jednokierunkowy z sygnalizacją świetlną.


W Ispinie zatrzymuję się na bułę na MORze.

A tak wygląda Wisła z mostu:




Następny dłuższy postój na MORze w Kopaczach Wielkich, a później w Glowie...


... gdzie zastałem takiego kompana:


Później raczej bez przygód. Od czasu do czasu pojawiały się sarenki. Zacząłem czuć lekko prawe kolano, dlatego czasami przerzucałem trochę obciążenia na lewą nogę i do końca było ok. Z każdą wymianą bidonu na nowy na plecach robiło się coraz lżej i jechało się super. Pojawił się przyjemny chłód i w końcu napój zrobił się chłodny. 

Dojechałem do Tarnowa i czułem się bardzo dobrze. Do tego stopnia, że pokręciłem się chwilę po mieście i pojechałem na Lotniczą zobaczyć, czy działa już nowe oświetlenie (nie działa, za to Park Biegowy koło 1 w nocy tak :P ). A później, żeby nie było tak łatwo, Marcinka. Podjazd bardzo na luzie. Na górze nikogo nie ma. Zjazd do Tarnowca i dalej do Trn. Jeszcze parę interwałów i do domu.

Okazuje się, że najbardziej męczący był dzisiaj upał i słońce, a nie sama trasa. Trochę mnie spiekło, ale nie jest tak źle, jak to wyglądało. No i jakby nie było wskoczyła życiówka, kondycyjnie nadzwyczaj dobrze, ale nie poczytuję sobie tego tripu za nie wiadomo jakie osiągnięcie, profil trasy płaski jak stół, już bardziej płasko chyba się nie da, na ścieżkach bardzo dobra nawierzchnia, naprawdę super się sunie. Nijak idzie to porównywać do poprzedniego rekordu z wycieczki na Mogielicę. Tam było mnóstwo przewyższeń. 

Paliwo:
- 1x baton musli z Biedry
- 3x wafel czekoladowy
- 3x buły (100g każda)
- 4 litry herbaty

Picia mi nie zabrakło, ale chyba jednak piłem trochę za mało.

Ostatnio czyściłem pulsometr, zresetowałem ustawienia i przypomniałem sobie przy okazji, że ma on przecież funkcję sygnalizowania dźwiękiem, no i włączyłem ją i w nocy przynajmniej wiem z mniej więcej jakim tętnem jadę. :) Btw, 22% trasy było wgl przejechane na tętnie poniżej pierwszego progu, dlatego nie zostało to doliczone do stref. Co ciekawe, nie byłem ani sekundy w najwyższej, teoretycznie beztlenowej strefie, nawet na podjeździe na Marcinkę. 

HZ: 7:54:27 75%
FZ: 0:18:08  3%
PZ: 0:00:00  0%

Mogielica, Nowy Sącz

Sobota, 20 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Błonie - Zakliczyn - Czchów - Porąbka Iwkowska - Strzeszyce - Laskowa - Sowliny - Chyszówki - Mogielica (1170 m n.p.m.) - Zalesie - Roztoka - Gostwica - Świniarsko - Nowy Sącz - Klimkówka - Gródek nad Dunajcem - Rożnów - Roztoka-Brzeziny - Czchów - Zakliczyn - Błonie - Tarnów
POGODA: słonecznie, widoczność dobra, temp od ok. 14°C do 29°C, lekki wiatr południowy, po południu delikatne zachmurzenie

No i co? Stało się... Pękło pierwsze jednorazowe 200km.
Generalnie plany miałem inne. Od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie trasa do Nowego Sącza, niedawno jednak przeglądając mapę Beskidu Wyspowego natknąłem się na Mogielicę i nie powiem, zainteresowała mnie. :p Jak się później okazało, to najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Wieczorem planując trasę nie mogłem się zdecydować gdzie jechać. Więc... poprowadziłem ślad przez oba miejsca. :p Tak powstał trochę szalony jak dla mnie plan. Jak się bawić to się bawić.

Jak zwykle przed dłuższą wycieczką snu nie było zbyt wiele, ponad 3h. Rano wyjechałem o 5:07. W mieście termometr wskazywał 16°C, w dodatkowych ciuchach czułem się ok. Ale tak jak przypuszczałem w dolinie Dunajca było sporo chłodniej. Na 'oko' 12°C. I tam już było troszkę chłodnawo. Jadąc do Czchowa przypomniała mi się trasa do Tropia z 2013r, te same okoliczności, mgły, słońce, fajne wspomnienia. :) 

Tarnów o świcie:


Chwilę poczekałem na przeprawę promową do Czchowa i na dobre zaczynają się podjazdy.
Powoli zaczynają się pojawiać wyższe grzbiety.

Tu panorama na Pasmo Łososińskie ze Strzeszyc:


Później kawałek do bardziej płaskim wzdłuż Łososiny.
W drodze do Laskowej:


Na moście na Łososinie:

Po męczącym odcinku drogi wojewódzkiej i krajowej w końcu zjeżdżam w boczną drogę niedaleko Słopnic, skąd można zobaczyć piękny widok na Łopień (po prawej) i dzisiejszy cel, czyli Mogielicę (po lewej):







Dalej nawigacja poprowadziła mnie w polną, trochę błotnistą drogę w dół, trochę się wkurzyłem bo była tam wielka kałuża, którą ciężko było ominąć. Jak się później okazało, nie sprawdziłem dobrze trasy wyznaczonej przez nawigację, można było normalnie jechać dalej drogą asfaltową i zjechać na sucho...

Od tego momentu zaczyna się jeden wielki podjazd najpierw na Przełęcz Rydza-Śmigłego (700 m n.p.m.) i Mogielicę. Coraz wyraźniej widać wieżę widokową na szczycie.



Przełęcz zdobyta:


I tu byłem trochę zaskoczony ilością osób zmierzającą na szlak. Na przełęczy znajduje się parking, było sporo samochodów.



Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że większość dalszego szlaku wyglądała mniej więcej tak:


Na mapie niby przynajmniej częściowo jest zaznaczony szlak rowerowy, spodziewałem się, że będzie ostro, ale nie aż tak. :p Momentami nie dało się prowadzić roweru, trzeba było go trochę ponieść. Mijający mnie ludzie mieli nietęgie miny, podobnie jak ja. xD Jeszcze dziwniej czułem się gdy ludzie pozdrawiali mnie jak na normalnym górskim szlaku. Najgorszy moment dopadł mnie gdzieś TU, ściana płaczu, pulsometr zwariował i pokazał max tętno 277 przez przesuwanie opaski, generalnie miałem przed oczami lecący po mnie helikopter. xD



No ale jakoś udało się wejść na Mocurkę, tutaj siedzi już trochę ludzi i podziwia widoki.

Na Polanie Mocurka:


Ja po chwili odpoczynku atakuję szczyt.
Ostatnie podejście:


Lekko skołowany wchodzę na górę. Nie wiem za bardzo co ze sobą zrobić, z tego wszystkiego nawet jeść mi się nie chce.
Na szczycie Mogielicy:


Oczywiście okazało się, że drogę na Mogielicę wybrałem najgorszą, najbardziej stromą z możliwych (ze względu na rower).
To co mnie coraz bardziej przytłaczało to to, że ze zjazdem pewnie będzie podobnie...

No ale rekompensatą za wysiłek bez wątpienia jest widok z wieży, tutaj na Polanę Stumorgową:


Tu chyba widok na Słopnice:




Obserwację trochę utrudniały wszędobylskie latające mrówki :P
Niżej wcześniej wspomniana polana:


Teraz panoramy, jeżeli ich nie widzisz kliknij przycisk 'Pokaż trasę GPS'.

Strona południowa:


Strona zachodnia:


Strona północna:


Strona wschodnia:


Zjazd również okazał się dość kamienisty, ale zdecydowaną większość udało się zjechać.


Całą Mogielicę otacza świetna droga rowerowo-narciarska.



W pewnym sensie wjeżdżając na asfalt oddycham z ulgą. Czas niestety nie jest zbyt dobry, dlatego staram się trochę nadgonić jadąc teraz w kierunku Nowego Sącza. Po drodze wiele fajnych widoków i zjazdów.



Całkiem sprawnie docieram do Sącza, Dunajec:


A na rynku Sądecki Jarmark. Chwilę odpoczywam przy fontannie, lekkie dotankowanie w Żabce i jazda.



Urocze Pogórze Rożnowskie:





I KOSMICZNE widoki z czerwonego rowerowego/pieszego szlaku z Nowego Sącza do Gródka  <3  :


Na dole po prawej przy jeziorze Gródek nad Dunajcem:


Na podjeździe w końcu urwała się recepturka trzymająca czujnik od licznika, na szczęście miałem jakąś w torbie.
I oblałem sobie rękawiczki colą przez co musiałem je schować, żeby nie zapaprać owijki.



Po drodze piękna kapliczka:






Panorama z Gródka:


W Gródku też jakiś ruch, sporo ludzi przy sklepach. Tutaj ostatnie szybkie tankowanie i lecimy na Czchów.


Miałem nadzieję, że przejadę przez las przed Czchowem jeszcze jak będzie widno ale trochę się przeliczyłem. :P Do zapory zjechałem prawie w całkowitej ciemności:


Nocny odcinek od Czchowa będę wspominał bardzo dobrze, jak na taki dystans w nogach jechało mi się super, sprawnie, nie drętwiały mi dłonie, nie bolał mnie w zasadzie tyłek, być może te nowe spodenki też pomogły, było jeszcze dość ciepło, więc nie musiałem się dodatkowo ubierać. I chyba pierwszy raz widziałem wschód księżyca:


Niestety na jakieś 15km przed końcem zaczęło mnie boleć kolano, w innym niż kiedyś miejscu, bardziej pod kolanem ale w zasadzie tylko przy próbie ciągnięcia pedała w górę, być może chciałem zbyt 'efektywnie' kręcić.

Na całej trasie dużo częściej niż zwykle miałem problemy z nawigacją, nie wiem, albo byłem tak zamulony, że nie słyszałem co się do mnie mówi, albo czasami brakowało komend. Patent z nowymi paskami na plecaku sprawdził się super, w końcu wszystko było fajnie spięte do kupy. Tylko pasek biodrowy trzeba będzie dać dłuższy. 

Ogólnie wypad bardzo na plus, pomimo, że Mogielica zabrała dużo czasu. Absolutnie nie spodziewałem się, że kondycyjnie tak dobrze to wszystko zniosę, ale to też na pewno zasługa tego, że zaprzyjaźniłem się bardzo z młynkiem :v Na podjazdach bardzo się przydawał i zaoszczędziłem dużo energii. Czułem, że w sumie mógłbym jeszcze trochę pojeździć, nie było wielkiego problemu żeby jeszcze przycisnąć na prostej. Pierwszy raz od dawna poczułem na drugi dzień zakwasy :P Nogi były ciężkie przez dwa dni.
Pozostaje trochę niedosyt, że nie dało się podjechać całości pod Mogielicę.

HZ: 02:01:20
FZ: 05:57:35
PZ: 04:27:14

Paliwo:
700ml x 3 wody z cytryną i cukrem
700ml x 1 wody źródlanej
500ml x 1 wody mineralnej
500ml x 2 Coca-Coli
2 x wafle
350g przygotowanych kanapek (taki mały razowy bochenek)
1 x banan

No i tak skończyła się beskidzka przygoda, trochę się wpakowałem z tą Mogielicą, ale summa summarum nie żałuję. ;)
A i ostrzeżenie z bikestats czy na pewno wpisałem dobry dystans - bezcenne :D

Opatowiec

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów - Wierzchosławice - Wojnicz - Biadoliny - Wokowice - Szczepanów - Przyborów - Borzęcin - Dołęga - Zaborów - Wola Rogowska - Demblin - Wietrzychowice - (przeprawa promowa) - Siedliszowice - Ujście Jezuickie - (przeprawa promowa) - Opatowiec - (przeprawa promowa) - Gręboszów - Wola Żelichowska - Zalipie - Pilcza Żelichowska - Gorzyce - Wielopole - Odporyszów - Żabno - Łęg Tarnowski - Łukowa - Lisia Góra - Stare Żukowice - Nowe Żukowice - Jodłówka - Wola Rzędzińska - Tarnów

POGODA: o 5 rano temp. 20°C, niewielkie zachmurzenie, gdzieniegdzie małe mgły, po południu ok. 30°C... tworzące się chmury pod koniec przykrywały czasami słońce, przejrzystość powietrza dobra.

Pomysł na pobicie życiówki zrodził się w wieczór przed wyprawą, pogoda miała być dobra, niedziela, więc generalnie nic nie stało na przeszkodzie.
Jak bić rekord dystansu to najlepiej na płaskim. :P Więc wybór padł na Opatowiec, trochę daleko (ale jak się okazało niewystarczająco), miejsce gdzie Dunajec wpada do Wisły, a poza tym na rowerze nie byłem jeszcze w świętokrzyskim więc nadarzyła się okazja.

Wyjazd o 5, kierunek na Wierzchosławice. Trzęsę się z zimna. :D Ale w Mościcach już dużo lepiej.
Dunajec poranny:


Autostrada w drodze na Wojnicz:


Za Wojniczem trochę terenu:




Później Biadoliny i jedno z miejsc, które było niewiadomą, most na Uszwicy w Wokowicach. Kiedyś, gdy autostrada była w budowie a jechałem na Szczepanów, to miejsce narobiło mi trochę problemów ale tym razem było w porządku, most zrobiony, do Wokowic dojechałem, później zaraz Szczepanów.

Niewielki wiadukt:


Stara droga na Wokowice:


W Szczepanowie kapliczka św. Stanisława w remoncie ale źródełko "sprawne". Naciągnąłem trochę wody, jeden łyk i w drogę.




Sprawnie dojeżdżam do Borzęcina, tutaj krótki postój na drugie śniadanie.
Kościół w Borzęcinie:


Dzicz i totalne odludzie gdzieś za Zaborowem:


Moją uwagę przykuł ten widok na dość szerokie koryto dla tak małej rzeczki, widocznie potrafi nieźle szaleć:


Mijam Demblin, Wietrzychowice i pierwsza przeprawa promem do Siedliszowic:


Zagadka pod tytułem "znajdź znak":


Dojeżdżam do Ujścia Jezuickiego i druga przeprawa promem. Tutaj doznaję niemałego zaskoczenia po tym jak okazuje się że przeprawa jest płatna... Pierwszy raz spotkałem się z opłatami za prom. Najśmieszniejsze jest to, że przecież miałem do Odporyszowa wpaść dosłownie na chwilę i zaraz wracać na drugą stronę Wisły. xD No ale odżałowałem te kilka złotych, w końcu musiałbym odpuścić jeden z celów wycieczki.

A tu fajny widok na połączenie Dunajca (lewo) i Wisły (prawo):


Dalej Gręboszów i pierwszy "zalipowy" akcent, piękna kapliczka przydrożna:


Generalnie w Zalipiu byłem trochę zawiedziony bo nie było jakoś szału z tymi pięknymi starymi domami, znalazłem jeden taki jak chciałem:




Reszta to raczej dzisiejsze budownictwo z paroma kwiatkami.

Zagroda Felicji Curyłowej:


I tym sposobem trzeba było brać się za powrót.
Koło setnego kilometra zaczynam powoli "czuć" nogi, ręce drętwieją, do tego grzeje już jak cholera, wcześniej nie doceniałem chłodnego poranka. Wolniejszym niż wcześniej tempem toczę się w stronę Żabna przez Gorzyce i Odporyszów.
W Żabnie postój na obiad i odpoczynek, przegryzając kanapkę stwierdzam jednak, że zabraknie mi dystansu. :P I wymyśliłem że pojadę do Łęgu i później w stronę Lisiej Góry, Żukowice, Jodłówka i już wpadnie trochę kilometrów.

Piękne kowadło w okolicach Łukowej:


Dystans okazał się być chyba granicą moich możliwości na tą chwilę choć z pewnością gdybym zrobił porządną przerwę z drzemką to pociągnąłbym jeszcze parę kilometrów. Do Tarnowa dojeżdżam resztką sił. Wydaje mi się że duży wpływ na zmęczenie miał niemiłosierny upał, no i też to że spałem trochę krótko, trzeba było w końcu wymienić te klocki hamulcowe. :P I ogarnąć wszystko przed wyjazdem. Miałem szczęście że nie złapała mnie burza.
Generalnie jestem i tak w miarę zadowolony z wyjazdu, osiągnąłem to co chciałem, pobiłem życiówkę z zeszłego roku ( 127,7km ale za to przez Ciężkowice w terenowych kapciach i też był straszny upał ) , tegoroczny wynik to 151,4km w czasie 7h 11m co daje 21,07km/h więc jak na mnie to dość dobrze.
Nie jest powiedziane że nie pobiję tego dystansu jeszcze w tym roku ale zobaczymy jak to będzie. ;)

Ciężkowice, Wał Rychwałdzki

Czwartek, 8 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
TRASA: Tarnów-Koszyce-Rzuchowa-Pleśna-Tuchów-Dąbrówka Tuchowska-Lubaszowa-Jodłówka Tuchowska-Rzepiennik Strzyżewski-Ciężkowice-Gromnik-(zielony szlak pieszy na Wał)-Wał Rychwałdzki-(zielonym rowerowym szlakiem) Lubinka-Szczepanowice-(niebieski szlak rowerowy nad Dunajcem)-Łukanowice-Mikołajowice-Bogumiłowice-Wierzchosławice-Las Radłowski-Waryś-Wola Radłowska-Wał Ruda-Zabawa-(zielonym rowerowym) Radłów-Niwka-Wierzchosławice-Mościce-Tarnów
POGODA: upalnie, o 5:00 w Tarnowie 26°C, poza miastem 23°C; max. temp. ok 37°C, bezchmurnie, ostre słońce, widoczność mogłaby być lepsza :P

Chcąc zwiedzić trochę nowych miejsc i zrobić w końcu ciekawszą wycieczkę wybrałem się do Ciężkowic. Żeby chociaż częściowo uniknąć upału wyjechałem wcześniej, bo zaraz po 5. Zdziwiony i jednocześnie załamany byłem, gdy spojrzałem na termometr, który pokazał 26°C... Na szczęście poza miastem było chłodniej, a w Łowczowie po postoju było mi nawet przez chwilę zimno. :P
Tutaj też unosiły się delikatne mgły.




Przed godz. 7 jestem w Tuchowie.
Widok na Pasmo Brzanki przed Tuchowem:


Pasmo Brzanki omijam bokiem jadąc doliną Rostówki przez Lubaszową, fajne uczucie bo jest dosyć wąska. :)
Za Tuchowem pokazują się nieznane mi dotychczas pagórki Pogórza Ciężkowickiego.
Widok na zjeździe do Rzepiennika Strzyżewskiego:


Bardzo ładny kościół w Rzepienniku Strzyżewskim:


Na zjeździe do Ciężkowic dobry asfalt, w centrum kipi życie. :P
Ratusz i rzeźba Jagiełły:


Podjechałem kawałek pod Skamieniałe Miasto na górę Skała (365 m n.p.m), tyle ile się dało wszedłem na szlak, żeby zobaczyć choć jedną skałę. I proszę bardzo, "Skałka z Krzyżem":


I widok na Ciężkowice:


Z Ciężkowic pojechałem niebieskim rowerowym szlakiem do Gromnika, trochę kostki, trochę betonowych płyt i polnej drogi. Po drodze czynny kamieniołom, chyba jakiś "prywatny" czy jak, bo na ścianie widziałem dwóch chłopaków i starszego pana... Pierwsze wrażenie trochę dziwne.


Chwila odpoczynku w Gromniku i zielonym turystycznym na Wał przez Babią Górę. :P Tutaj południowe słońce dawało mi znać o sobie. Jeżdżąc z kilkuletnią mapą zauważyłem, że niektóre drogi utwardzane są już wyasfaltowane, miałem nadzieję, że końcówka podjazdu będzie po dobrej nawierzchni, niestety przeliczyłem się. :P Przed lasem zaczyna się chyba najstromszy odcinek po kamieniach i koleinach. Ciężko było... Za lasem widać zerwany asfalt, widocznie nie wytrzymał nachylenia i naporu deszczowej wody. Ale za to piękne widoki bodaj na Ciężkowicko-Rożnowski Park Krajobrazowy:

W planach miałem w sumie zjeżdżać do domu, ale że czułem się bardzo dobrze t postanowiłem zrobić jeszcze trochę kilometrów z nadzieją na pobicie życiówki. I pomyślałem o Lesie Radłowskim, płasko, cień, może nawet trochę chłodniej będzie. Więc jazda.
Kawałek dalej panorama Pasma Brzanki:




Zjazd nad Dunajec. Ludzi brak, no, prawie:


Podczas, gdy w wodzie chłodzę picie, taksówką z Tarnowa przyjeżdża pan z synem i rozkładają się niedaleko. Po kąpieli pan zapytał czy syn mógłby pożyczyć rower i pojechać do sklepu po chleb. Myślę sobie: no na pewno... Przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa/roweru :P grzecznie zaproponowałem, że sam pojadę i kupię. Sklep bardzo blisko więc nie był to wielki problem. Jak wróciłem pan nawet zaproponował wspólnego grilla, ale stwierdziłem, że chyba jednak podziękuję i pojadę już dalej. :P


Fontanna w Bogumiłowicach, chciałoby się wskoczyć. :P


Powrót z Radłowa już "na oparach", płaska droga pod naprawdę gorące podmuchy wiatru i piekące ramiona, nie planowałem wczoraj takich dystansów, szczególnie w taką pogodę i nie miałem żadnych kremów, słońce trochę mnie przypiekło, ale nie jest źle. Myślę, że taki dystans w takich warunkach to dla mnie wyczyn. :P I rekord z 2011 ( 114,6km ) pobity, wyszło 127,7km, i to jeszcze w terenowych kapciach.

Dąbrowa Tarnowska

Sobota, 16 lipca 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Tarnów - Wola Rzędzińska - Stare Żukowice - Nowe Żukowice - Nowa Jastrząbka - Smyków - Szarwark - Dąbrowa Tarnowska - Odporyszów - Żabno - Niedomice - Łęg Tarnowski - Bobrowniki Wielkie - Mościce - Tarnów - Skrzyszów - [droga do Zalasowej, żółty szlak rowerowy] i do Tarnowa

Taka wycieczka chodziła mi po głowie rok temu ale tak wszystko wyszło że nie dało rady. Dziś się udało. : ) Dąbrowa Tarnowska zdobyta, pierwsza setka zaliczona, no i nowy rekord dystansu dziennego: 114,60km. Pogoda na kręcenie idealna jak dla mnie natomiast na robienie zdjęć już nie, było pochmurno, właściwie do południa słońce nie wyszło zza chmur.



Przed Dąbrową zgubiłem się, w polach przypadkowo skręciłem w złą drogę, mapa nie zawierała zbyt dużo szczegółów jeśli chodzi o ten teren i jak się okazało po dokładniejszej analizie na innej mapie wyjechałem w Szarwarku... ; ) Nie miałem zielonego pojęcia gdzie jestem, na mapie nie miałem takich dróg. Problem był taki ze nie wiedziałem w którą stronę jechać, a nie miałem kompasu bo mógłby się teraz przydać, domyślałem się ze dojechałem gdzieś do drogi wylotowej więc wystarczyło jechać na północ. Większość samochodów jechała w jedną stronę [w moim domyśle do Dąbrowy] i w tym kierunku pojechałem. Nie zawiodłem się, po drodze gdzieś dołączył zielony szlak którym cały czas jechałem. :P




Właściwie po przyjechaniu do Dąbrowy nie czułem się jakoś zmęczony, zobaczyłem co się dało i pojechałem w stronę Żabna.





Wiatru prawie nie było, temperatura koło 20*C, jechało mi się bardzo dobrze. Po drodze mijałem kąpielisko potocznie zwane "Kakałko":



W Żabnie krótki postój:



Okolice Skrzyszowa:



A tu okolice Zalasowej: