TRASA: Tarnów - Park na Górze św. Marcina - ruiny zamku Tarnowskich - Skrzyszów - (różne kombinacje na Marcince) - Zawada - zjazd terenem do Łękawicy - Skrzyszów - Tarnów
POGODA:
temperatura -8.4°C - (-9.7°C), na przemian słońce z opadami śniegu, momentami trochę wiało, na drogach plucha, mokro, teren zmrożony
Kolejny epizod śnieżnych przygód. Mróz trzyma, wyszło słońce, warunki bardzo dobre. Na drogach trochę plucha po ostatnich opadach śniegu. Początek tradycyjnie - park pod Marcinką, ruiny, Lotnicza. Pada śnieg i jednocześnie świeci słońce - bajka. Tym razem upgrade ubioru na mróz, grubsza kurtka z deca, to był strzał w dziesiątkę. Dobrze dogrzana góra sprawiła, że prawie nie marzły mi dłonie. :) Dodatkowo buty trekingowe, bez nich byłoby dzisiaj bardzo trudno na podejściach, także też bardzo się przydały.
Pod Parkiem Sanguszków:
Pod parkiem nie ma już takiego lodu, przykrył go nowy śnieg, ale i tak jadę ostrożnie. Przydał się patyk z ostatniej jazdy :P Ludzie śmigają na biegówkach. Pod parkiem biegowym:
Pod Lasem Kruk w Skrzyszowie kilka aut, ludzie na spacerach. Śnieg mocno zmrożony, skrzypi pod kołami. W Kruku mijam dwóch rowerzystów, jednak nie tylko mnie pogięło. :P Las Kruk:
Tutaj też wpadam na pomysł hybrydowej metody rękawiczkowej. :P Zamiast zmieniać co chwilę rękawiczki do zdjęć ubrałem na stałe prawą rękawiczkę cieńszą i o dziwo było ok. Tak jechałem do ostatniego zdjęcia, na powrót znów ubrałem grubszą.
Strumyk niemal zamarznięty, ale coś tam jeszcze "plumpla":
Tutaj według planu odbijam na stronę północną i po krótkim podjeździe zjeżdżam na dno doliny, gdzie po stoku chodzi sarenka:
Potem mocne podejście, w okolicach końca drogi dużo się pozmieniało od kiedy ostatnio tu byłem:
Nasypało trochę świeżego śniegu, już nie ma takiej dużej chlapy, jedzie się lepiej, ile się da jadę chodnikiem. Teraz podjazd od wschodniej strony czerwonym szlakiem:
Zaczyna robić się późne popołudnie, światło robi się epickie. Warunki ciągle się zmieniają, wcześniej było mocniejsze zachmurzenie, teraz znowu trochę wychodzi słońce i jednocześnie czasami pruszy śnieg, epic!
Robi się naprawdę przepięknie, zaczynam się trochę śpieszyć, żeby złapać jeszcze takie światło na zjeździe do Łękawki.
Od razu jadę w dół, nie podjeżdżam na samą górę. Zbliża się kolejna śnieżyca, przysłania słońce, zaczyna padać śnieg.
Ale po jakimś czasie przestaje i znowu wychodzi słońce:
Załapałem się na ostatnie promienie <3
A tutaj wspomniane we wcześniejszej wycieczce powalone drzewa na jednej ze ścieżek:
Były też takie ślady:
Zamiast wracać cały czas leśnym highwayem odbiłem na górę w prawo i jechałem grzbietem polami, trochę takie urozmaicenie, chociaż nie było łatwo momentami. Były też sarenki.
Później powrót przez Skrzyszów. Przy asfaltowej drodze gdzieś nagle spotykam bażanta. :D Pod koniec robiło się ciemno, nie zakładałem, że będę aż tak długo na zewnątrz, i to w takim mrozie, trochę mnie już odcięło. Miałem na szczęście ze sobą M1 także światło było. Wycieczka po prostu brak słów, przepiękna, zmienna pogoda, zmienne, mroźne warunki, epickie widoki, no było pięknie. Na szczęście bateria w aparacie wytrzymała, zdecydowana większość zdjęć zrobiona w RAWie. Niestety osprzęt mocno oberwał od soli. :/
TRASA: Tarnów - (czerwony szlak rowerowy) - Tarnowiec - Nowodworze - Zawada - Park na Górze św. Marcina - Skrzyszów - (podjazd czerwonym szlakiem rowerowym) - Zawada - Tarnów
POGODA: temperatura -6°C - (-9.4°C), wiatr północno-wschodni, momentami dość mocny, przejściowa śnieżyca, przejaśnienia, księżyc
W planach była na dzisiaj Słona Góra i parę innych miejscówek, ale nie wyszło. Chciałem na Słoną dojechać od zachodniej strony czerwonym rowerowym szlakiem, ale niestety nie dało się normalnie, oznaczenia są tak beznadziejne (czy raczej ich nie ma...?), że zrezygnowałem.
W poszukiwaniu drogi nagle nadeszła śnieżyca, trochę popadało i poszła sobie.
Ale wiało cały czas, a tam nie ma się jak schować, otwarta przestrzeń. Zrobiłem parę zdjęć, był to początek wycieczki, nie byłem dobrze rozgrzany, szybko zmarzłem.
Stwierdziłem, że pojadę już na dobrze znaną mi Marcinkę. Poza tym potrzebowałem podjazdu, żeby się ogrzać. :P Na starcie już -6°C, najgorzej z dłońmi, twarz też zaczęła przymarzać.
Dzisiejsze opady śniegu już bardziej obfite, drogi, chodniki zaśnieżone. Po podjeździe zrobiło mi się cieplej. Później pośmigałem chwilę po parku, pojechałem też na ruiny. Następnie Skrzyszów standardowym objazdem i w górę przez Las Kruk. Wcześniej zatrzymałem się przy wiacie coś zjeść.
Śnieg wyraźnie skrzypi pod kołami. :) Tym razem pojechałem od razu na górę, czyli czerwonym rowerowym. Jedzie się nawet lepiej niż ostatnio, jest jakby bardziej równo, lepsza przyczepność, do tego koleiny zrobione przez jakiś samochód. Nie zatrzymuję się nawet na zbyt długo po drodze, żeby nie tracić ciepła. Później już tylko techniczny zjazd przez park i to by było na tyle. Jest naprawdę zimno, zawijam się do domu. Może jutro uda się coś "pofocić" za dnia w końcu. :P
Kolejny epizod śnieżnej zabawy, trasa bardzo podobna jak ostatnio. Tym razem wziąłem sprzęt foto. Początek rozgrzewka, Lotnicza, ruiny, park biegowy i Park na Górze św. Marcina:
Później podjazd na Marcinkę od Skrzyszowa, Las Kruk:
Tutaj niespodziewanie znalazłem patyk, idealny na podpórkę, który towarzyszył mi do końca wycieczki, a może i zostanie na dłużej. xD Później odbicie w zielony szlak w dół doliny, 40m przewyższenia. Na dnie doliny, przy lekko zamarzniętym, pluszczącym i grającym strumyku:
W tym też urokliwym miejscu uruchamia się syrena alarmowa straży pożarnej, raczej ze Skrzyszowa. Jest spoko. :v
Generalnie tego dnia spadło troszkę śniegu, myślałem, że będzie więcej, a okazuje się, że ten nowy śnieg tylko pogorszył sytuację, bo przysypał lodowe fragmenty i nie wiadomo czy za chwilę nie będę leżeć. Od postojów na zdjęcia robi mi się chłodno, dlatego z przyjemnością odpaliłem rakietę i w górę. Bardzo dobrym patentem była druga para cienkich rękawiczek, które zakładałem na postojach, izolowały one od zimnego, metalowego statywu i aparatu, no i dawały w miarę możliwość zmiany ustawień w aparacie. Polecam. :P
Na szczycie coś zjadłem i dalej zjazd do Łękawki, tym razem tą drugą drogą obok.
Drewniana figura św. Marcina na Górze św. Marcina:
Co ciekawe, tego samego dnia ktoś też jechał tu rowerem, są świeże ślady. Generalnie bardzo urokliwe miejsce, na drodze pojawiły się też dwa powalone drzewa. Zjechałem na dół no i teraz "lodowy" highway. Gdzieś niedaleko wylotu na główną drogę, po lewej otwarta przestrzeń, pola, po prawej skraj lasu, widzę przy tym lesie gościa ubranego w moro, myślę, pewnie jakiś leśniczy/myśliwy, spoko. Kilkaset metrów dalej surprise, następny, tym razem widziałem spluwę. I następne kilkaset metrów dalej następny. :D W jednego prawie wjechałem bo taki tam był lód. xD Nie wiem kto był bardziej zaskoczony, ja czy oni, to było gdzieś przed 22:00.
Mniej więcej o tej porze zaczął padać śnieg. :) Potem już rura, żeby się rozgrzać. Jechało się tak dobrze, że pojechałem jeszcze na Zaczarnie i kawałek dalej. W Lipiu wpadłem na chwilę w teren, ale dużo lodu, nie bardzo dało się normalnie jechać, dlatego zjechałem na asfalt. Przez mocne zachmurzenie w nocy bardzo dużo było widać, stąd dostrzegłem sarenki na polu, na szczęście nie wpadły na pomysł, żeby przebiegać przez jezdnię. :>
Wyszedł całkiem spory jak na takie warunki dystans, a ja bym w sumie coś jeszcze pojeździł, tylko było strasznie późno i nie miałem jedzenia, a nie chciałem, żeby mnie odcięło. Bardzo spoko wyjazd, myślę, że warto było targać statyw. :)
TRASA: Tarnów - Zawada - Skrzyszów - Zawada (podjazd terenem, szlak zielony) - Łękawica (zjazd terenem) - Skrzyszów - Wola Rzędzińska - Lipie - Tarnów POGODA: temperatura -1.1°C - (-3°C), pochmurnie, sucho i mroźno, lekki wiatr północno-wschodni, smog znośny
Dzisiaj to była prawdziwa petarda. :D Zamiana na opony terenowe, lekkie ogarnięcie napędu. Lecimy dokończyć to, co zaczęliśmy wczoraj, czyli night ride przez Marcinkę terenem. Ale po kolei.
Początek standardowo, rozgrzewka na Lotniczej. Czuć te dodatkowe 650g w oponach, plus wyższe opory toczenia. Do tego coś się schrzaniło z przednią przerzutką, łańcuch ocierał o prowadnik jakoś za wcześnie, a do tego okazało się, że nie ma już regulacji, śruba baryłkowa całkiem wykręcona. xD No ale nie przeszkadzało to bardzo, to tylko przy wyższych prędkościach.
Później powoli w górę, najpierw drugie podejście do ul. Zamkowej, faktycznie jest podjazd, ale po jakimś czasie jest tabliczka z "groźnym psem", więc postanowiłem odwrót. Później wpadam na drogę wzdłuż Parku Biegowego. Tak jak się spodziewałem, taka opona też nie poradzi sobie z żywym lodem. xD Momentami rower tańczy jak szalony. Ale, że jazda jest całkowicie for fun, po prostu mam z tego wszystkiego bekę. Jeszcze jedno kółko torem asfaltowym i pod górę właściwym podjazdem. Coraz bardziej czuć dodatkową masę. :P Do tego trzeba dodać, że jestem na rowerze trzeci dzień z rzędu, co zdarza się rzadko, szczególnie o tej porze roku, w takich warunkach. No ale spoko, chwilę później jestem na ruinach. Chwila obczajki na miasto i kieruję się w stronę krzyża. Tym razem bez problemu udało się podjechać po śniegu, nawet zjechałem obok schodów, następnym razem może w końcu uda się po schodach.
Dalej na sam szczyt. Nie czekałem tam zbyt długo, zjazd do szykany i dalej terenem przez park. Widząc, że śnieg jest zmrożony, opony trzymają świetnie, jadę jeszcze główną ścieżką na wschód w stronę wiaty. Jest mega! :D Chyba dawno nie było takiej zabawy na śniegu. Później technicznym zjazdem też bardzo fajnie, no i jestem na kostce. Ni ma żywej duszy.
Teraz kierunek Skrzyszów. Przez Lotniczą obok Parku Sanguszków, przebiłem się do Skrzyszowskiej. W Skrzyszowie obok remizy i w górę pod las. Pierwsze metry pojechałem w lesie, a nie tą wyślizganą drogą obok. Nie była wyjeżdżona żadna ścieżka, dlatego strasznie ciężko się jechało tym czołgiem. W końcu zaczęła się bardziej uczęszczana ścieżka i już było genialnie. Lekko ubity śnieg, ale nie wyjeżdżony/wyślizgany. Oczywiście cały czas trzeba uważać. No i generalnie jedzie się epicko. :D Co mnie zdziwiło, dało się nawet podjechać z tego wąwozu w Lesie Kruk na początku. :D Koło się nawet nie uślizgnęło. Generalnie były momenty mocnej walki o równowagę i przyczepność na lodzie, ale to była świetna zabawa i ćwiczenie techniki. Dojeżdżam do rozdroża, tak spoko się jechało, więc stwierdziłem, że "na przypale albo wcale", jedziemy zielonym turystycznym. xD Na początku widać ślady biegówek. Dalej przed strumykiem jest bardzo stromo, ale nawet tutaj wszystko było pod kontrolą, bez problemu dało się zjechać, tylko że powoli. Sam strumyk nie był całkiem zamarznięty, tylko z wierzchu cienka warstwa lodu. Stwierdziłem, że może jednak nie będę przejeżdżał i przejdę "kładką" z paru pieńków. Żeby było śmieszniej, widać parę śladów kół, kogoś też naszło, żeby tędy jechać rowerem. :D Jedna z ciekawszych wiadomości to: W KOŃCU usunięto powalone na ścieżkę drzewo (a właściwie "wycięto w nim dziurę"), nie trzeba już przerzucać przez nie sprzętu. No i później zaczęło się chyba najgorsze, bardzo stromy odcinek, dosyć się go obawiałem, bo tak, jak nie wjadę, to nie ma szans, nie wejdę w tych butach. xD I co się okazało? Udało się. xD Chyba w najgorszym fragmencie akurat nie było w ogóle śniegu, reszta i tak była do podjechania bez większego problemu. Później wzdłuż wąwozu, trochę zacząłem się przegrzewać. Ale generalnie jest mega przyjemnie. Tym sposobem, w ślimaczym tempie, ale z bananem na twarzy, w końcu oba koła lądują na asfalcie. Cywilizacja. Jestem uratowany.
Teraz decyzja co dalej, jest trochę późno, ale w sumie to nie przeszkoda, gorzej, że już nie napchałem się tak orzeszkami jak dzień wcześniej, że nie musiałem nic jeść podczas jazdy xD tym razem było gorzej, baterie się wyczerpywały. Ale jak to mówią: YOLO. Nie jadę od razu w stronę Tarnowa, tylko lecimy jeszcze zjazdem tym takim terenowym, dość dla mnie nowym, obok wycinki drzew, na południowy-wschód w stronę Łękawki (albo Łękawicy, nigdy nie wiem która jest która :D). Początek szybki, bo asfaltowy, psy szczekają jak szalone. Zaczyna się polna droga i trzeba było mocno zwolnić. Kawałek był wyjeżdżony przez jakieś auto terenowe, ale później za szlabanem w lesie już nic, nawet bardzo niewiele śladów butów, tylko same malutkie zwierząt. Co oznaczało, że trzeba było się przez ten z wierzchu skuty lodem śnieg przebić, co nie było takie proste. Z górki rower nawet za bardzo nie chciał się toczyć. Po jakimś czasie, za skrzyżowaniem dróg leśnych był już wyjeżdżony ślad samochodem, jechało się lepiej. Do momentu pierwszej gleby. xD Na drodze była jakaś taka wyrobiona rynna. Myślałem, że już przednie koło się przez to przetoczyło, ale jednak nie, leżę w śniegu. Żyję, wydaje się, że jestem cały. Dalej zaczyna się ten wąwóz, i tu jest masakra, na środku wyrobione przez wodę głębokie rynny, a boki jakby schodzą pod kątem, trochę do środka, dlatego boję się, żeby koła się właśnie nie ześlizgnęły. Jakimś cudem się udało, zjechałem. Na dole wita mnie znak zakazu wstępu do lasu, ale to raczej dotyczyło innej drogi. Widać mnóstwo sporych kłod i stosów drzewa. Ale to nie koniec przygód.
Jedziemy w stronę Łękawicy. Wszystko wydaje się spoko, droga gruntowa zaśnieżona, ale ubita, można jechać dość szybko. Tylko, że strasznie śliska. Nie wiem, czy da się policzyć ile razy dzisiaj wybroniłem się od gleby. Momentami, tak jak pod Parkiem Biegowym, żywy lód. Nie ważne czy skręcasz, czy jedziesz prosto, rower zaczyna się kłaść. Razem z Tobą.
Wyjechałem na otwartą przestrzeń, zaczyna zrywać się lekki wiatr. Czuć lekki chłód po tym zjeździe. W końcu pojawiają się pierwsze latarnie, dojeżdżam do drogi Łękawica - Skrzyszów.
Tutaj kolejny dylemat, jechać do domu od razu, czy pojechać jeszcze standardem przez Wolę i Lipie. Wygrała opcja druga. Tyłek zaczął trochę odmawiać posłuszeństwa, zaczęło mnie odcinać, no ale jakoś trzeba dojechać :) Wszystko spoko, w uszach szum gum (w końcu ten dźwięk bieżnika a nie slicki :P), w Lipiu zaczyna się kawałek lodu, myślę sobie: no przecież nie będę przeprowadzał, ja nie przejadę? :D No i JEEB, gleba numer 2 tego dnia. Poleciałem chyba bokiem trochę jak na żużlu xD po czym rower całkiem spode mnie wyjechał i poleciałem na plecy. Wylądowałem niezbyt miękko na krzyżu. Ale przeżyłem, póki co wszystko OK. Masakra, czysty lód. Korciło mnie tego dnia, żeby wziąć statyw i aparat, ciekawe co by z tego zostało... Dodatkowo oberwałbym więcej w plecy. Obawiałem się trochę o telefon, działa. Bardziej zły na siebie niż poobijany pojechałem dalej. Powrót klasyk, fikuśnie przez osiedle.
Także takie to historie, generalnie mega przyjemna wycieczka, taka jazda po śniegu daje dużo frajdy, choć zawsze jazda po ciemku w środku lasu daje pewien dyskomfort psychiczny. :P Fajnie znowu pojeździć trochę na szerszych oponach.
Standardowo na Górę św. Marcina, podjazd tym razem terenem obok parku biegowego. Trochę mokrawo, ale bez tragedii. Przy okazji porobiłem trochę zdjęć okolicznych świecidełek. Poniżej widok na wschód:
Tutaj widok na północny-wschód, tutaj już nie mam takiej pewności co do lokalizacji tych miejsc, trochę mało charakterystycznych punktów odniesienia, nie odczytałem też chociaż przybliżonego azymutu z telefonu. Zakładam, że wszystkie te punkty to BTSy:
Maszt na Górze św. Marcina:
Widok na zachód z widocznym masztem w Brzesku:
Elektrociepłownia Zakładów Azotowych i komin na terenie Zakładów Mechanicznych:
TRASA: Tarnów - Mościce - Wierzchosławice - Biadoliny Radłowskie - Wokowice - Sterkowiec - Brzesko - (wzniesienie z masztem) - (powrót tą samą drogą) POGODA: temp. 17 - 12°C, narastające zachmurzenie do całkowitego, momentami niewielki deszcz, wiatr południowo-zachodni
Mam cię! W końcu udało się zlokalizować świecący maszt widoczny na zachodzie z Góry św. Marcina. Pytanie, co to za świecący punkt i co to za górka, towarzyszyło mi przez jakieś ostatnie dwa, może trzy lata i do tej pory odpowiedź nie była oczywista. Najpierw myślałem, że to Chorągwica, ale ona mryga, a to świeci cały czas tak samo. Później, że to może, Babia Góra albo Góra Żar, ale to też odpadło po dzisiejszych poszukiwaniach. Trafiłem z Dalekich Obserwacji na... heywhatsthat.com. To narzędzie + btsearch.pl + GoogleStreetView pozwoliło różnymi sposobami wywnioskować, że ten świecący punkt to jedna ze stacji bazowych. I nie w odległości ponad 100km tylko 30km. No i dodatkowo są tam dwa maszty, a nie jeden. Stwierdziłem, że trzeba przyjrzeć się temu z bliska. :P
Przy okazji pierwszy raz byłem w Brzesku:
Standardowo jestem na miejscu trochę później niż planowałem, ale trudno. Z Brzeska, a nawet już z drogi ze Sterkowca widać maszt. Podczas rozpoczęcia podjazdu zaczynają spadać pierwsze krople deszczu co potwierdza prognozy i moje obawy :D Po drodze za plecami fajne widoki na Tarnów i Marcinkę, stwierdziłem, że nie robię teraz zdjęć tylko jak będę wracał co okazało się słabym pomysłem... W końcu są i one, świeci jeden z nich:
Co ciekawe, z góry widać stok narciarski, który widać również z Marcinki, prawdopodobnie Laskowa-Ski. Z racji, że zaczynało coraz bardziej padać, wiać, trzeba było się zbierać. Niestety nie chciało mi się brać statywu... No i reszta zdjęć jest do bani dlatego nie wrzucam, ale to się nadrobi.
Powrót całkiem ok, jakimś cudem przestało padać i można powiedzieć, że dojechałem o suchym tyłku. :) Wgl ciepło się zrobiło, mój nos i oczy dają znać, że kwitnie leszczyna i olsza. O dziwo kondycyjnie nie było tragedii.